Joyce starała się opanować swoje emocje w towarzystwie ojca, bowiem nie chciała odpowiadać na jego pytania. Owszem, planowała powiedzieć mu pewnego dnia o chłopaku, którym naprawdę się zauroczyła. Wiedziała, że bez względu na wszystko James zawsze będzie stał za nią murem i wspierał ją w każdej decyzji. Po zachowaniu Ryana wnioskowała, że chłopak nie traktował jej poważnie i miał czelność dokładnie powiedzieć co i z kim robił. Claire miała rację - Brown nawet przez chwilę nie zasługiwał na uwagę ze strony blondynki. Ale jednak było w nim coś, czym Joyce musiała się zainteresować. Być może imponował jej swoją nie za dobrze poukładaną osobą oraz tym, że niemal zawsze pakował się w jakieś kłopoty. A Carter jak ostatnia idiotka dzięki swoim pieniądzom i wszechstronnym znajomościom matki, pomagała mu, żeby zauważył jej wielkie starania. Mimo wszystko nie zrobił tego.
Dziewczyna długo zastanawiała się nad niemiłą odpowiedzią przepełnioną dużą ilością wulgaryzmów, jednak ostatecznie postanowiła w ogóle się do niego nie odzywać. Musiała się w końcu nauczyć ignorować jego zaczepki i to, w jak bardzo żałosny sposób próbował zwrócić na siebie uwagę. Blondynka wyłączyła wreszcie telefon, rzucając go na łóżko. Ostatni raz poprawiła długie włosy, po czym była gotowa zobaczyć miejsce pracy swojego ojca.
Tym razem wędrówka po piasku okazała się nieco przyjemniejsza, a Joyce zachęciła nawet Jamesa do rozmowy. Opowiadała mu o swoich poprzednich dwóch latach w szkole, o problemach, które notorycznie się pojawiały, o przyjaciołach, a także o tym, jak w zeszłoroczne wakacje spełniła swoje marzenie i wyjechała na kilka dni do Paryża.
– Po tak ciężkim roku należy ci się odpoczynek właśnie w tak cichym miejscu – powiedział dumnie mężczyzna, a zaraz po tym oboje szczerze się zaśmiali.
Droga z domku na plaży do baru trwała dosłownie sześć minut, a Joyce miała wrażenie, że rozmawiała już z ojcem dobre kilka godzin. Sam wiele opowiedział jej o swojej pracy tutaj, a szczególną uwagę zwrócił na to, że czas na Tybee Island nareszcie zwolnił. Być może w ten sposób chciał pokazać córce, że to miejsce było naprawdę wartościowe. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, nie chcąc sprawiać ojcu przykrości. Dostrzegała w nim ogromną zmianę, odkąd rozstał się na dobre z Alice. Początkowo Joy obwiniała go za rozwód z mamą, ale szybko zdała sobie sprawę, że nie byli udanym małżeństwem i to Alice zawsze pragnęła czegoś więcej. Decyzję o rozstaniu podjęli wspólnie i jak do tej pory żadne z nich tego nie żałowało. Ciągłe życie w biegu zdecydowanie nie było przeznaczone dla Jamesa, który właśnie na spokojnej wyspie znalazł swoje szczęście.
– Oto moje królestwo! - mężczyzna wskazał na średniej wielkości drewnianą chatkę z dużą ilością miejsc dla klientów. Blondynka spostrzegła wyraźny czerwony napis „U Jamesa” i cicho zaśmiała się pod nosem. – Zajmij sobie jakieś miejsce na tyłach albo gdzieś na zewnątrz, bo za chwilę zjawi się tutaj sporo ludzi. O, Tyler! Dobrze, że jesteś wcześniej, pomożesz mi.
Joyce rzuciła przelotne spojrzenie w stronę chłopaka, do którego zwrócił się ojciec. Musiała przyznać, że był bardzo przystojny, ale zupełnie nie w jej typie, głównie ze względu na pochodzenie. Od razu zorientowała się, że był tubylcem, inaczej z pewnością zwróciłaby na niego większą uwagę. Ciemnowłosy minął ją bez uprzedniego przywitania się czy spojrzenia na dziewczynę, po czym wszedł na zaplecze za panem Carterem. Joyce prychnęła pod nosem, wybierając pojedynczy stolik na zewnątrz. Miała doskonały widok na ocean i mogła oddychać świeżym powietrzem, choć jeszcze do niego nie przywykła.
Ojciec miał rację – wystarczyło zaledwie kilkanaście minut, by cały bar wypełnił się ludźmi. Blondynka była pełna podziwu, że James pracował tak ciężko każdego wieczoru. Teraz rozumiała, dlaczego czasem nie mogła się do niego dodzwonić - do późna obsługiwał klientów, a w ciągu dnia starał się chociaż trochę odespać noc. Poza tym, miał na głowie jeszcze inne obowiązki.
Z przemyśleń wyrwało ją głośne stuknięcie szklanki o stolik. Sok pomarańczowy pod wpływem gwałtownego ruchu nieco się rozlał, co nie uszło uwadze Joyce. Od razu podniosła wzrok, z którego aż tryskały iskierki niepohamowanej złości.
– Co robisz, kretynie? - zapytała dziewczyna, tak naprawdę nie oczekując odpowiedzi. – Nie potrafisz tego normalnie postawić? I dla twojej wiadomości, niczego nie zamawiałam, więc to zabierz.
– To od szefa – chłopak posłał jej skrzywiony i złośliwy uśmiech. – Nie jesteś pierwszą i ostatnią, którą spotkało coś takiego. Takie rzeczy się czasami zdarzają, więc nie rób scen.
Joyce nie miała najmniejszej ochoty wdawać się z nim w żadną dyskusję, jednak należała do bardzo wybuchowych i porywczych osób, a słowa tego młodego człowieka kompletnie wyprowadziły ją z równowagi.
– Ale chyba klient powinien być dla ciebie najważniejszy – stwierdziła chłodno, unosząc do góry jedną brew. – Takie zachowanie jest poniżej poziomu, nawet twojego.
– Boże, dziewczyno! – Tyler podniósł trochę głos, a kilka ciekawskich spojrzeń zwróciło się w ich kierunku. – To tylko sok. Wydaje mi się, że jesteś cała, a i tak niepotrzebnie dramatyzujesz.
Blondynka miała właśnie pozwolić, by z jej ust wydobyło się parę niemiłych słów, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Zdała sobie sprawę, że James przypatrywał się tej sytuacji, a nie chciała wyjść na kogoś niewychowanego. Machnęła jedynie ręką, dając chłopakowi do zrozumienia, że nie zamierzała dłużej się z nim kłócić.
– Proszę, tutaj masz serwetki – Tyler odezwał się niespodziewanie, rzucając je na stolik. – Skoro ci to przeszkadza, zawsze można powycierać. Mam inne rzeczy na głowie.
Puścił do niej oczko, oddalając się do innych klientów. Joyce zauważyła, że ani razu nie popełnił błędu, niczego nie wylał i żadne jedzenie nie wylądowało na stole czy ubraniu gości. Dziewczyna poczuła jeszcze większą złość, twierdząc, że chłopak zrobił to celowo.
– Kretyn! – zawołała za nim, ale najprawdopodobniej jej nie usłyszał, bowiem w głośnikach rozbrzmiała głośniejsza muzyka.
Dziewczyna ze zrezygnowaniem zabrała szklankę z sokiem, przesiadając się do innego stolika. Rozlanie napoju nie nastąpiło z jej winy, więc nie do niej należało posprzątanie plamy. Chciała również dopiec Tylerowi i pokazać mu, gdzie było jego miejsce. Jedynie pomagał Jamesowi, zatem tak naprawdę nic dla niej nie znaczył jako człowiek. Joyce spojrzała w swoją prawą stronę, dostrzegając chłopaka starszego o kilka lat, który obserwował ją z wielkim zaciekawieniem. Blondynka słodko się do niego uśmiechnęła, zauważając jak na jego policzkach momentalnie pojawiły się rumieńce. Zaśmiała się drwiąco i po chwili całkowicie zmieniła wyraz twarzy.
– Nie gap się tak, lepiej postaw mi drinka – odezwała się szorstko, mając nadzieję, że chłopak złapał przynętę.
Po chwili blondyn podniósł się z miejsca, podążając w kierunku baru. Joyce poczuła ogarniające ją uczucie tryumfu i szczęścia. Gdyby sama poprosiła ojca o alkohol, usłyszałaby odmowę i godzinny wykład na temat uzależnień i różnego rodzaju chorób. James bardzo surowo podchodził do rozpoczęcia picia w tak młodym wieku i było to głównie spowodowane tym, że sam jako nastolatek miał problem z tego typu nałogiem.
Joyce przede wszystkim nie chciała, by tata się o nią martwił, ale teraz zdecydowanie potrzebowała tego trunku, by pozbyć się uczucia bezsilności, które niespodziewanie zasiał w niej Ryan Brown. Pragnęła wyrzucić również z pamięci niepotrzebną kłótnię z Tylerem, która tylko sprawiła, że dziewczyna stała się kłębkiem nerwów. Kilka minut później nieznajomy przyniósł jej wymarzonego drinka, po czym powrócił do swojego poprzedniego zajęcia. Carter nabrała na ładne oczy jeszcze wielu klientów, przez co w niecałą godzinę potem czuła, jak wszystko dookoła zaczęło wirować.
* * *
Dziewiętnastolatka wróciła do domku na plaży lekko chwiejnym krokiem. James niczego nie podejrzewał, kiedy córka oznajmiła mu, że musi wstąpić na chwilę do domu. Swoją drogą, trudno było mu ukryć radość, gdy Joyce nazwała to miejsce „domem”.
Dziewczyna usiadła na łóżku, włączając swój telefon. Za drugim razem udało jej się wprowadzić poprawny kod, a po chwili na wyświetlaczu pojawiło się powiadomienie o kilku nieodebranych połączeniach. Wszystkie były od Alice. Ku wielkiej uciesze blondynki, rodziciela postanowiła zadzwonić jeszcze raz. Joyce wzięła głęboki wdech, mając nadzieję, że mama nie zdoła poznać, iż była pod wpływem alkoholu. Nacisnęła zieloną słuchawkę, przykładając aparat do ucha.
– Joy! – krzyknęła zdenerwowana, ale jednocześnie zadowolona kobieta. – Gdzie się podziewałaś tyle czasu? Dzwoniłam też do ojca, ale cisza.
– Tata pracuje i prawdopodobnie zapomniał zabrać ze sobą telefonu – blondynka uśmiechnęła się do siebie na samą myśl o tym. – A ja po prostu wyłączyłam go na jakiś czas.
– Przecież nigdy tego nie robisz – przypomniała jej Alice, a w tle można dało się usłyszeć nawoływanie Thomasa. – Wszystko w porządku, skarbie?
Joyce przez moment zastanawiała się aby na pewno to pytanie było skierowane w jej stronę i jednocześnie zrozumiała, jak bardzo potrzebowała wygadać się mamie i opowiedzieć o wszystkim, co wydarzyło się od przyjazdu na wyspę.
– Nie uwierzysz, co się stało – zaczęła dziewczyna, czując, jak coraz bardziej łamał jej się głos. – Wyobraź sobie...
– Kochanie, bardzo cię przepraszam, ale muszę kończyć – zawołała nagle kobieta, nie dając córce dojść do głosu. – Thomas na mi do pokazania coś ważnego, nie wiem o co chodzi. Odezwę się niedługo, uważaj na siebie.
Joyce nie nabrała nawet ochoty robić jej wyrzutów tak, jak zazwyczaj miała w zwyczaju przy tego typu sytuacjach. Tym razem sprawa była naprawdę poważna, blondynka została dogłębnie zraniona i potrzebowała jedynie poradzić się kogoś, kogo uważała za swoją najlepszą przyjaciółkę. Niestety, rzeczy związane z Thomasem okazały się dużo ważniejsze niż problemy córki.
Dziewczyna wyciągnęła z lodówki butelkę zwykłej wody mineralnej, wypijając połowę zawartości. Czuła, że od nadmiaru alkoholu zaczynało robić się jej niedobrze. Usiadła na moment, zamykając powieki. Starała się miarowo oddychać, jednak w myślach ciągle na przemian pojawiali się Alice lub Ryan. W taki sposób nie mogła uzyskać pożądanego spokoju. Chwilę później udała się do łazienki, przemyła czoło lodowatą wodą i momentalnie odczuła, jak schodziło z niej palące ciepło. Wystarczyło parę minut, by nieco doszła do siebie. Spojrzała na swój złoty zegarek, który wskazywał dwadzieścia minut przed północą - uznała, że to idealna pora, by wyjść na spacer. Skoro James miał wrócić późno w nocy lub dopiero nad ranem, mogła robić to, co tylko jej się podobało.
* * *
Tyler pozbierał ostatnie brudne naczynia, zanosząc je do kuchni, gdzie wszystkim zajmowała się Jenna. Lynn skończył właśnie swoją dzisiejszą zmianę, pożegnał się z pozostałymi oraz z panem Carterem i wolnym krokiem podążył w kierunku domu. Mieszkał zaraz przy piątym zejściu na plażę, dlatego czekało go mniej więcej dwadzieścia pięć minut drogi. Nigdy się nie spieszył, lubił czasem długimi godzinami przesiadywać na zimnym piasku i podziwiać piękno mieniących się gwiazd. Odkąd zszedł ze złej drogi, a w jego życiu miały miejsce dwa istotne wydarzenia, które już na zawsze go odmieniły, zaczął dostrzegać mniej ważne rzeczy i czerpał z nich radość. Kiedy wpatrywał się w gwieździste niebo, odnosił wrażenie, że jego krótkie życie za sprawą magicznego zaklęcia zdołało się wydłużyć. Niejednokrotnie marzył o tym, by cofnąć lub przynajmniej zatrzymać czas.
O tej porze na Tybee Island wszystko już powoli zamierało. Dość głośno było jedynie w okolicach baru, gdzie muzyka grała czasem nawet do rana, ale w pozostałych zakamarkach ludzie oddawali się w bezpieczne objęcia Morfeusza, niektórzy wymykali się na potajemne randki, a jeszcze inni szukali na plaży jakiegoś spokojnego miejsca do spania.
Była również grupka osób, do których zdecydowanie zaliczała się blondynka, którą Tyler zauważył po drodze. Ledwo trzymała się na nogach, a kiedy już się poruszała, zdawało się, że niebawem runie na ziemię, skręcając sobie kostki w tych wysokich butach lub robiąc sobie inną krzywdę. Lynn mimowolnie podążył w jej kierunku, choć tak naprawdę wolał trzymać się od niej z daleka. Ich pierwsze spotkanie nie należało do najbardziej udanych i nie oczekiwał, że oboje będą mogli darzyć się sympatią.
– Hej, zaraz się przewrócisz, złośnico – powiedział do Joyce, którą podtrzymywał od tyłu, chroniąc przed upadkiem. – Jest aż tak źle, że się upiłaś?
Dziewczyna nie odpowiedziała, zupełnie nie zwracała uwagi na jego obecność. Zwinnym ruchem wyswobodziła się z objęć Tylera, po czym upadła na kolana, szukając czegoś w piasku. Następnie odwróciła się przodem do chłopaka, trzymając w ręku jakiś przedmiot.
– Co tam masz? – zapytał Lynn, siadając obok blondynki.
Joyce uniosła dłoń, pokazując mu złoty łańcuszek z serduszkiem, na którym wygrawerowane zostały pewne inicjały: L.D.T. Carter jeszcze przez pewien czas obracała biżuterią, śmiejąc się przy tym nienaturalnie. Zdawała sobie sprawę z tego, iż była pijana i właśnie dlatego usilnie starała się zachować ciszę, jednak uzyskała odwrotny efekt.
Ma przepiękny uśmiech, pomyślał Tyler, gdy Joy zrobiła do niego maślane oczy.
– No dobrze, zostaw to już, zabiorę cię do domu – odezwał się do blondynki, pomagając jej wstać. Ku jego zdziwieniu, schowała łańcuszek do kieszeni w swojej sukience, po czym spojrzała chłopakowi prosto w oczy.
– Naprawdę nie jestem złośnicą – powiedziała markotnie, odchylając głowę do tyłu. Już po chwili zaczęła nucić bliżej nieokreśloną melodię.
Tyler zaśmiał się pod nosem, biorąc dziewczynę na ręce. Joyce szybko odpłynęła i między nimi znów zapanowała błoga cisza. Na szczęście James jeszcze nie wrócił do domu, dlatego Lynn spokojnie zaniósł blondynkę do łóżka, przykrywając ją kocem. Na niewielkim kawałku papieru zostawił dla niej wiadomość, którą położył tuż pod telefonem - miał pewność, że nie będzie w stanie jej przeoczyć.
Po raz ostatni spojrzał na dziewiętnastolatkę, upewniając się, że była bezpieczna. Delikatnie zamknął za sobą drzwi, wychodząc z drewnianego domku. Dopiero wtedy odetchnął z wielką ulgą, bowiem nie zrobił jej żadnej krzywdy. Ku swojego zaskoczeniu, zdał sobie sprawę, że potrafił to kontrolować.
~*~
Od autorki: Rozdział miał pojawić się nieco później, ale pomyślałam, że zrobię Wam niespodziankę. Zdałam maturę, wyniki są całkiem niezłe, jestem bardzo szczęśliwa, więc teraz wakacje mogą spokojnie trwać dalej. Kolejny również jest już napisany, więc pewnie pojawi się do dwóch tygodni. Tymczasem żegnam się z Wami i pozdrawiam cieplutko!
Rozdział bardzo mi się podoba :) Pojawił się pan Lynn więc teraz będzie się działo. Jestem ciekawa jego przeszłości, bo niby dlaczego miałby się nie kontrolować zanosząc Joy do łóżka? No cóż, mam nadzieję, że wkrótce wszystkiego się dowiemy!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
scargraf.blogspot.com
stranger-in-my-life.blogspot.com
@rckinlou
I pojawił się Tyler. Pierwsze wrażenie zrobił całkiem niezłe, mimo tego rozlanego soku. Jestem ciekawa, jak bardzo namiesza on w życiu Joyce. Poza tym zaintrygowałaś mnie tym, że potrafi "to" kontrolować. Co takiego?
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny.
cudowne!
OdpowiedzUsuńSzczerze Ci powiem, że kocham Twoje blogi! Teraz już mam wakacje, więc wezmę się za ten, którego jeszcze nie zaczęłam czytać ♥
A teraz, co do rozdziału. Joy powinna ignorować tego dupka Ryana, a co do pana Lynn, zastanawiam się nad jego przeszłością. O co chodzi z tym hamowaniem. Czy on jest jakimś maniakiem seksu? :O jeżeli nie, to wybacz, ale od razu to przyszło mi na myśl, bo ze mnie taki zboczuszek XD Ale najważniejsze, że dał radę się kontrolować i nie popaść w jakiś swój własny amok.
No cóż, pozostaje mi jedynie czekać na dalszy ciąg! A uwierz, to czekanie to będzie czysta udręka!
pozdrawiam, całuję i życzę weny, której napewno Ci nie brakuje!
@camilllaxxx
Twój miś, haha ;> ♥
Nie mogę się oprzeć i po prostu muszę jeszcze raz pogratulować Ci zdanej matury. Wierzyłam w Ciebie od początku do końca, dlatego cieszę się, że moje przeczucia względem Twoich wyników okazały się trafne. Jestem dumna! <3
OdpowiedzUsuńPrzejdę teraz do rozdziału, który bardzo mnie zaintrygował. Niby traktujesz tę historię jako przejściówkę, odpoczynek od pisania ff, mnie natomiast wydaje mi się, że z tego opowiadania wyjdzie naprawdę coś dobrego, da się w nim wyczuć spory potencjał.
Cóż, trzeba przyznać, że Joyce nie jest pierwszą i zapewne nie ostatnią kobietą, która trafiła na dupka pokroju Ryana. To przerażające, że podobnych typków jest na świecie naprawdę mnóstwo i o dziwo dziewczyny lgną do nich, czekając, aż nastąpi magiczna przemiana i zamiast drania pojawi się przed nimi książę z bajki. Joy może udawać oschłą czy niedostępną, ale doskonale widać, jak bardzo zabolał ją ten sms od Ryana. Ona również liczyła na to, że chłopak ją dostrzeże: kręciła się nieustannie w jego pobliżu, pomagała, ilekroć pakował się w kłopoty, z kolei ten nic sobie z tego nie robił, nawet nie zamierzał ukrywać, że spotyka się z innymi dziewczynami. Cholera, co taki koleś może mieć w głowie poza przeciągiem i echem? Mam nadzieję, że Joyce da sobie z nim spokój. Wiem, że z pewnością liczyła, iż będą kiedyś razem szczęśliwi, ale to zdecydowanie nie jest chłopak dla niej. Ona potrzebuje kogoś ciepłego, kto da jej poczucie bezpieczeństwa, a przede wszystkim niezachwiane uczucie, o przyszłość którego nie będzie musiała się obawiać.
Trzeba przyznać, że ten bar prowadzony przez ojca głównej bohaterki robi wrażenie. Z pewnością zajrzałabym do tego miejsca, gdybym oczywiście miała okazję spędzać wakacje w takiej okolicy, jak Tybee Island :D Rozwód Jamesa i Alice był koniecznością, skoro nie potrafili się porozumieć. Czasem lepiej odpuścić i spróbować zacząć nowe życie osobno, niż dusić się w nieudanym związku, co zaszkodziłoby również samej Joyce. Cieszę się, że to rozumie i nie wini żadnego z rodziców za rozpad ich małżeństwa. Wracając do samego baru... Trzeba przyznać, że nieco złośliwy, a na pewno bardzo pewny siebie Tyler bardzo mnie zaintrygował. Lubię takie nietuzinkowe osobowości, Tyler z całą pewnością zalicza się do takich. W pierwszej chwili wyglądał na kogoś gburowatego, nieprzyjemnie nastawionego do całego świata, jednak w tej całej scence z wylaniem soku dostrzegłam u niego poczucie humoru i pewnego rodzaju satysfakcję z tego, że wyprowadził Joy z równowagi. Nie wiem, czy po prostu lubi się drażnić, czy tak już wyszło xd W każdym razie Joyce pokazała, że również ma niezły temperament. Najpierw tak ostro naskoczyła na Tylera, a potem omamiła kilku obcych kolesi, żeby stawiali jej kolejne drinki. Nie ma co, dziewczyna doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich wdzięków i potrafi robić z nich użytek. Osobiście sama nie mam nic do napicia się od czasu do czasu, ale mimo wszystko nie spodobało mi się zachowanie głównej bohaterki. W końcu nie znała zbyt dobrze okolicy, a James był zajęty obsługą klientów, coś mogło jej się stać.
Ta rozmowa z Alice wytrąciła mnie z równowagi i nie wiem, czy byłam bardziej wkurzona na panią Reed, czy bardziej przejęta samą Joyce. Dało się odczuć taki przypływ nadziei, kiedy blondynka wróciła do domku na plaży i zastała kilka nieodebranych połączeń od matki. Liczyłam na to, że tę kobietę wreszcie ruszyło sumienie, że chce skontaktować się z córką, tęskni za nią, martwi się. Gdy zadzwoniła ponownie, wszystko wydawało się zmierzać w dobrym kierunku, oczywiście do czasu, kiedy ten cały Thomas zapragnął zwrócić na siebie uwagę. To naprawdę smutne, że Alice wybrała jakiś tymczasowy kaprys osoby, z którą przecież spędza teraz mnóstwo czasu, zamiast zwierzenia córki znajdującej się wiele kilometrów dalej. Nic dziwnego, że Joy zachowuje się w taki sposób. To jej chwilami zgorzkniałe zachowanie jest tylko mechanizmem obronnym. Czuje się zaniedbywana przez matkę, chłopak, którym się zauroczyła, tak naprawdę nie troszczył się o nią. Współczuję jej, bo mimo starań Jamesa dziewczyna musi się czuć opuszczona i samotna.
Ten ostatni fragment powiększył moją ciekawość względem Tylera, wszystko dlatego, że bardzo umiejętnie konstruujesz tę postać - nieśmiało wysuwasz ją z cienia tajemnicy, których z każdym zdaniem rodzi się coraz więcej. Uwielbiam coś takiego. Zastanawiam się, co takiego stało się w jego życiu, że nagle zaczął dostrzegać nawet najmniejsze rzeczy i czerpać z nich przyjemność, a jeszcze bardziej rozmyślam nad tymi końcowymi uwagami. Dlaczego miałby skrzywdzić zupełnie obcą osobę? Co takiego nauczył się kontrolować? Wydawało się, że to dość charakterystyczna i ciekawa postać, jednak wciąż zwykła, tymczasem teraz dodałaś jej wyjątkowości. Zaopiekował się Joyce i odprowadził bezpiecznie do domu, a pozostawienie swojego numeru wyraźnie daje znak, że tych dwoje jeszcze się spotka, niekoniecznie za pośrednictwem baru pana Cartera. Już nie mogę się doczekać tego kolejnego spotkania a także bliższego poznania Tylera, który wysunął się teraz na pierwszy plan.
UsuńRozdział bardzo mi się podobał, czytało się niesamowicie przyjemnie i już zdołałam wciągnąć się w tę historię :) Czekam oczywiście na ciąg dalszy, a Tobie życzę weny <3
What, what...ostatnie zdania zbiły mnie całkowicie z tropu. Co mógł Tyler jej zrobić? Ej? Jakieś fantasy? Czy po prostu ma jakieś stany maniakalno - psychotyczne i mógł w akcie agresji seksualnej zrobić jej krzywdę? Okej, może przesadziłam! :D Ale jeny, jaka tajemniczość. Ogólnie Tyler wydaję się być miły, no może ten początek z Joyce...cóż, pewnie też bym zareagowała jak on. Sukienka nie z papieru, można przeprać, ale DUMA Joyce została szarpnięta. Dość zepsuta dziewczyna, której (uwaga!) jest mi szkoda. Naprawdę. Może to przez te sytuacje z matką. Dlatego mam nadzieje, że zżyje się z ojcem i nawet postanowi u niego zostać. *,* TO byłoby coś.:D
OdpowiedzUsuńCzekam na dalej! :D
Pozdrawiam!:D
Tayler zrobił na mnie pozytywne wrażenie, chociaż pewnie tez bym się wściekła za wylanie na mnie soku. Biedna Joyce. Ten chłopak ją kiedyś wykończy, przez niego się upiła, chociaż nie jest tego w najmniejszym nawet stopniu wart. Żal mi tez jej ojca, kiedy dowie się, co wyprawia jego córka, pewnie będzie zawiedziony. A może okażę się na tyle mądry, że będzie w stanie naprostować ją na dobrą drogę? Bo coś czuję, że na matkę nie ma co liczyć, ta kobieta zdaje się nie interesować niczym poza sobą samą. Obym się myliła, ale takie sprawia wrażenie. I ta ostatnia scena... awww <3 Wziął ją na ręce. To lubię!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :**
Hej. Przychodzę z niezbyt fajną dla mnie informacją. Jeszcze wczoraj funkcjonowałam jako „m. mellodybell”, ale niestety ktoś był na tyle chamski, że wkradł się na moje konto Google, zmienił na nim hasło i usunął mojego bloga (fatal--love.blogspot.com), a także drugiego, który był w budowie.
OdpowiedzUsuńNo cóż, sytuacja jest taka, że do historii o Harrym i Elisabeth nie wrócę, ponieważ rozdziały miałam zapisane na blogspocie, a nie dam rady tego otworzyć… Może pomyślę czy zacząć publikować coś nowego…
Ok, ale przejdę już może do treści.
W pewnym sensie nie dziwię się, że Joyce zakochała się w Ryanie. Wydaje mi się, że większość dziewczyn pociągają tacy niegrzeczni i aroganccy chłopcy, którzy zazwyczaj jedyne co okazują dziewczynie to to, że nadzwyczajnie w świecie mają ją gdzieś. Takie coś jest najgorsze i najlepiej by było, jak najszybciej ściągnąć klapki z oczu i otworzyć je najszerzej jak tylko się da.
Tata dziewczyny wydaje mi się być naprawdę w porządku człowiekiem. Mimo tego, że widują się rzadko to ma w nim oparcie i może na niego liczyć. Fajnie też, że dobrze się dogadują. Nie każdy utrzymuje dobry kontakt z rodzicami i może im opowiedzieć o wszystkim.
Swoją drogą wydaje mi się, że tata Joyce jest bardziej w porządku niż jej mama. Jest taki skromny, docenia to co ma i chce spędzić z córką należycie czas, chce żeby polubiła nowe miejsce. Z kolei jej mama teraz, gdy pojawiła się w jej życiu miłość, olewa córkę… no może nie do końca, ale z pewnością nie poświęca jej tyle samo uwagi co wcześniej, gdy była jeszcze sama.
Wydaje mi się też, że gdyby Joyce od początku rozwodu rodziców mieszkała z ojcem, to jej stosunek do życia i charakter byłby zupełnie inny. Teraz wydaje się być taką panienką. I to taką mocno zakorzenioną, bo żeby chodzić w obcasach po piasku, to już jest naprawdę dziwne.
Tyler wydaje mi się być fajnym chłopakiem. Nie jestem w stanie go jeszcze dokładnie ocenić, ale ma cos w sobie. Na pewno jest niesamowicie odważny i śmiały skoro po pierwsze potrafił postawić się córce szefa w pracy, przy tym rozlanym soku, a po drugie zdecydował się do niej podejść i zaniósł ją do domu, tak właściwie wcale jej nie znając.
Nie mogę się doczekać aż będzie coraz więcej sytuacji z nim, jestem ciekawa jak potoczy się ich znajomość, bo już teraz czuję, że coś się święci :)
Na tym skończę. Jakoś nie jestem zadowolona z tego komentarza, zupełnie nie mogę zebrać myśli. Następnym razem moze wyjdzie mi lepiej. :d
No dobra, uciekam.
Życzę miłego dnia :*
Tyler ma u mnie ogromnego plusa. Widać, że to porządny facet, który nie da sobie w kaszę dmuchać takiej laluni jak Joyce. Ma łeb na karku i nawet jeśli klient powinien być najważniejszy to nie znaczy, że ma się płaszczyć przed księżniczką, bo sok się wylał na stół. No, kurcze... Już bez przesady, okej? Dobrze, że Joyce dostała szmatę i sama miała sobie to zetrzeć xD.
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć, że Joyce tak naciąga chłopaków na drinki... Ponadto była w pracy ojca... Nie obchodzi ją to, co ludzie sobie o niej pomyślą? Przecież znajduje się teraz w małym miasteczku, gdzie każdy o każdym wszystko wie i ludzie plotkują. Jak będzie czuł się jej ojciec, gdy Joyce będzie nazywana latawicą z problemem alkoholowym. To smutne, że patrzy tylko na czubek własnego nosa.
Fajnie, że Tyler mimo złego początku zajął się Joyce i odprowadził pijaną dziewczynę do domu. Wydaje mi się, że to przez tego cholernego Ryana Joyce tak bardzo się upiła. Wbrew pozorom jej naprawdę na nim zależy. Mam nadzieję, że szybko się z tym upora.
Czekam na nowość. Rozdziały jakieś takie króciutkie mi się wydają :O. Życzę weny <3.
Siemson, Tess!
OdpowiedzUsuńNie zważając to jakiej wielkości psy nie pierwszej świeżości wieszałam w poprzednim komentarzu na bohaterce, powiem (po tym rozdziale), że istnieje możliwość iż to opowiadanie będzie jednym z moich ulubionych w czasie tych wakacji. Przy dobrych wiatrach pewnie będzie trwało do końca września, skoro zaplanowanych masz, skarbie tylko 15 rozdziałów, plus: ja mogę sobie te rozdzialiki właśnie na plaży czytać. Niach, niach.
Podoba mi się to opowiadanie, bo właśnie rozgrywa się w scenerii niezwykle podobnej do tej, w której na co dzień się odnajduje. Praca w barze, plaża i nie ma co udawać - główna bohaterka prezentuje wszystkie moje najgorsze cechy charakteru, więc proszę - nie spodziewaj się, że ją polubię.
Joy jest idealną bohaterką opowiadania: Ma powód by być wściekłą osobą (mama) jest zraniona z powodu tego dupnego, rozwydrzonego chłopaka + ma oparcie w postaci swojego kochającego ojca. To daje Ci bardzo szerokie pole do popisu, bo wiemy, że kierowana emocjami może postępować w bardzo nieracjonalnej manierze, a z drugiej strony mamy ten komfort psychiczny, że jest ta osoba, która trzyma rękę na pulsie i w razie czego po prostu laskę weźmie i postawi do pionu. Bardzo mi się ta kreacja podoba. Nie wiem czy jest zaplanowana czy nie, ale wyszło Ci to dobrze.
Cały ten chłoptaś, którego zostawiła za sobą lepiej niech zniknie mi z oczu, bo jest chamem. A chamy powinny same się pogrzebać i nigdy nie wracać jako zombie. Serio. Serio.
Jeśli chciałam pochwalić Joy za przyzwoite zachowanie wobec ojca i jeden akapit, który nie jest przepełniony jej jęczeniem, to muszę się powstrzymać. Ponieważ zaraz za zakrętem powrócił jej nadęty charakter i musiała zacząć okazywać go pierwszej spotkanej osobie - Tylerowi. Ej, przez kilka dni byłam kelnerką i przysięgam - czasami nie sposób jest nie rozlać czegoś. Poza tym Joy powinna się cieszyć, że przystojniaczek zrobił to specjalnie by wymienić się z nią chociaż przez krótką chwilę uwagami. Sucz jest ładna, ale charakter to ma do całkowitej wymiany.
Poza tym ej! Nie powinna być alkoholu w barze swojego ojca, skoro wie, że on tego nie pochwala! To taki brak respektu, no. Joy, ty niewychowany bachorze!
Mówiłam już, że matka jest chujowa? I co z tego, że córka jest dorosła i w teorii powinna sama sobie radzić, że swoimi problemami? NIE PRAWDA! Mam 21 lat, jestem jedną z najbardziej ogarniętych życiowo i emocjonalnie osób, które znam, a to nie zmienia faktu, że moja mama dzwoni dzień w dzień po prostu by pogadać. Mama Joy po prostu jest beznadziejna i powinna wziąć rozbieg i uderzyć w ścianę. Albo zadzwonić do Surowych Rodziców, by ją wzięli na przeszkolenie, bo moim zdaniem oblewa test z bycia rodzicem na całej linii.
I na koniec. Tyler. Szarmancki, przystojny, zaczepny, zabawny i silny. Ej, ja też chcę! Moje wakacyjne marzenie. Romans podręcznikowy, bez jaj. I kiedy już mam się rozpływać niczym makijaż przy 40-sto stopniowym upale Ty mi tu wyjeżdżasz z : „Ku swojego zaskoczeniu, zdał sobie sprawę, że potrafił to kontrolować.”
What the fuck is wrong with that guy! Myślałam, że oferujesz nam tutaj lekkie opowiadanie z fabułą jak spacer po łączce z przewidywalnymi zwrotami akcji, a Ty mi tu z jakąś tajemnicą wyjeżdżasz. Powiesz szczerze, po prostu nie możesz się powstrzymać by nie dodać odrobiny dramatu do swoich opowiadań, prawda?
Dobra, ale za to Cię kochamy, Tess. ;*
Ej, nie wiem czy jesteś fanką Nicholasa Sparksa, aczkolwiek powiem szczerze, że opowiadanie trochę, klimatem i sytuacją bohaterki z matką i ojcem przypomina Last Song. Nie oskarżam Cię żadną miarą o plagiat, ale zastanawiam się czy inspirowałaś sie tym "dziełem" przy komponowaniu fabuły Melody Fall.
Moc uścisków, trochę piasku znad morza i dużo weny!
M.K
last-direction.blogspot.com
feedback-ff.blogspot.com
Jak to się mówi - miłość nie wybiera. Ryan może być największym dupkiem na świecie, ale jeśli nasza mała Joyce jakimś cudem coś do niego poczuła, to niestety nie będzie łatwo wyplenić z siebie tego uczucia. Aczkolwiek mam jednak nadzieję, że dziewczyna postara się nie zawracać sobie nim głowy, szczególnie po tej bezczelnej wiadomości, którą od niego dostała.
OdpowiedzUsuńCieszę się za to, że dziewczyna dogadała się z ojcem podczas drogi do miejsca, w którym pracuje mężczyzna. Dzięki tej rozmowie utwierdziłam się w przekonaniu, że jest to naprawdę porządny facet i polubiłam go. Boję się tylko, że Joyce może wiele razy narobić mu jakiś problemów. Mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie. Chociaż... znając ją, kto wie.
No i w końcu pojawił się przystojniak Tyler! Szczerze mówiąc, rozbawiła mnie trochę ta sytuacja z rozlanym sokiem. Albo to był słaby podryw, w co wątpię, albo po prostu od samego początku dojrzał w niej rozpuszczoną, bogatą panienkę i chciał jej dopiec. Zabawnie.
Zastanawia mnie tylko, co to za przeszłość, od której się uwolnił. I te jego zadowolenie, że nie zrobił nic pijanej Joyce. Nie wiem, od razu mam w głowie to, że był jakimś gwałcicielem, lol. No ale nie ma co rozmyślać, w końcu dowiem się prawdy.
No i ten złoty łańcuszek też zaintrygował - co to dokładnie takiego. Wiesz, jestem strasznie ciekawska, więc mam nadzieję, że wszystko wyjaśni się jak najszybciej.
A tymczasem życzę ci oczywiście dużo weny kochana! x
Nie wiem, co jej przeszkadza. Sama chciałabym spędzić wakacje w takim spokojnym miejscu, z dala od codzienności. :) Jest trochę wkurzająca, ale może ją z czasem polubię, okaże się, hehe. Dziwny jest ten Tyler... o co chodzi w ostatnim zdaniu?Co potrafi kontrolować? Czyżby skrywał jakąś tajemnicę? Jeszcze się okaże, że jest niebezpieczny. Nie zazdroszczę matki... ech, córka mówi jej, że ma coś ważnego do powiedzenia, a ta tak po prostu ją olewa. :/ Rzeczywiście, aż tak mało czasu miała i nie mogła poświęcić jej chwili. Nie powinna przekładać tego Thomasa nad córkę. Jeszcze ten Ryan... Co za dupek. ;/Tyle się nie odzywał, a potem miał czelność napisać jej, że jest akurat z inną. Mam nadzieję, że da sobie z nim spokój i już się do niego więcej nie odezwie. Nie warto. Chyba tylko jej ojciec jest tu pozytywną postacią jak na razie. :D
OdpowiedzUsuń