Dziewiętnastoletnia
blondynka przetarła zaspane oczy, czując pulsujący ból głowy.
Miała wrażenie, jakby z każdą kolejną chwilą nasilał się
jeszcze bardziej. Spojrzała przed siebie, dostrzegając jedynie bok
szafy oklejony różnego rodzaju wycinkami z gazet. James lubił w
nietypowy sposób ozdabiać wszystko, co wydawało mu się nudne i
puste. Joyce zawsze powtarzała, że ojciec zdecydowanie powinien
pójść w stronę artystycznych kierunków, bowiem naprawdę miał
do tego tak zwaną smykałkę. Ponadto, w wolnej chwili, które
raczej nie zdarzały się często, malował obrazy, sprzedając je za
niewielkie pieniądze sąsiadom czy turystom.
Joyce
porządnie się rozciągnęła, po czym wstała z łóżka. Spojrzała
od razu na wiszący nad drzwiami zegar, który wskazywał właśnie
kilka minut po godzinie dwunastej. Wzięła do ręki swój telefon,
zauważając pozostawiony pod nim liścik. Była pewna, że jakaś
wiadomość dla niej wyszła spod rąk ojca, jednak już po
pierwszych słowach zorientowała się, że notka wcale nie należała
do niego.
Nie
spodziewam się, że cokolwiek zapamiętałaś z minionej nocy,
nieźle się wstawiłaś. Nie martw się, twój ojciec o niczym się
nie dowie, chyba że wsypiesz samą siebie. Miłej walki z kacem. T.
Dziewczyna
prychnęła pod nosem, momentalnie zgniatając kartkę i wyrzucając
ją do kubła na śmieci. Założyła na siebie swój ulubiony
cieniutki szlafrok z przyjemnego w dotyku materiału, wybrała
stylizację na dzisiejszy dzień i udała się do łazienki w celu
porannej toalety. Starała się zachowywać w miarę cicho, bowiem
była pewna, że James będzie odsypiał jeszcze pracowitą noc.
Zdziwiła
się jednak, gdy później zobaczyła krzątającego się po kuchni
mężczyznę. Na widok córki na jego ustach od razu zagościł
szeroki uśmiech.
–
Dzień dobry, Joy – odezwał się wesoło, wlewając do kubka
wrzącą wodę. Zapach świeżej kawy natychmiast uniósł się w
powietrzu, drażniąc przyjemnie wyczulone zmysły dziewczyny.
–
Cześć, tato – odpowiedziała grzecznie, starając się nie dać
po sobie znać, że tak naprawdę była zmęczona i walczyła z
ogromnym bólem głowy. – Czemu jesteś tak wcześnie na nogach?
–
Rano musiałem odebrać towar do baru, zaraz znów wychodzę, bo
przyjeżdża kolejna dostawa, a poza tym miałem do załatwienia
kilka spraw w okolicy – mężczyzna upił parę łyków kawy,
przyglądając się blondynce. – A ty jak się czujesz? Wczoraj
dosyć wcześnie poszłaś spać, pewnie byłaś zmęczona po
podróży.
Carter
kiwnęła jedynie głową, spuszczając wzrok. Nie specjalnie
pasowało jej okłamywanie ojca, jednak z drugiej strony nie mogła
przecież mu o wszystkim powiedzieć. Na szczęście nie stało się
nic złego, ale James z pewnością nie zostawiłby tego incydentu
bez komentarza. Blondynka musiała tylko zachowywać się w miarę
naturalnie aż do jego wyjścia, choć tak naprawdę miała ochotę
przeszukać wszystkie szafki i szuflady w celu znalezienia aspiryny.
Nie opuszczała jej nadzieja, że być może James zaopatrzył się
chociaż w coś takiego.
–
Muszę wyjść teraz, bo inaczej nie zdążę – odezwał się
nagle, wkładając brudne naczynia do zlewu. – Poradzisz sobie?
–
Jasne, tato. Nie martw się.
Dziewczyna
lekko się do niego uśmiechnęła, machając na pożegnanie. Kiedy
James oddalił się od domku, Joyce od razu pognała przed siebie,
szukając niewielkiej pastylki, która mogła ukoić ten ogromny ból.
Ku jej zdziwieniu, pełen asortyment leków leżał już w drugiej
szufladzie, do której postanowiła zajrzeć.
Po
stosunkowo krótkim czasie, blondynka zaczęła odczuwać znaczącą
ulgę. Momentalnie przypomniała sobie o powodzie, dla którego
sięgnęła po alkohol. Nie chciała zagłębiać się w myśli
dotyczące Ryana. Pomimo tego, że wciąż żywiła względem niego
jakieś uczucia, nie zamierzała mieć z nim więcej do czynienia.
Mogła wybaczyć mu spotykanie się z innymi dziewczynami, w końcu
sama niejednokrotnie wychodziła gdzieś z Davidem, jednak nigdy nie
byłaby w stanie tolerować zdrady. Wiedziała, że jej niezbyt długa
przygoda z chłopakiem właśnie się skończyła. Jedyne czego się
bała to powrót do Birmingham i tego, że będą co jakiś czas
spotykali się na ulicy. Miała nadzieję, że do tego czasu kłębiące
się w niej uczucia znikną na dobre.
Dziewczyna
usłyszała swój dzwoniący telefon, zerwała się z miejsca jak
oparzona, prosząc w duchu, by Alice postanowiła za wszystko ją
przeprosić. Zdziwiła się, kiedy na wyświetlaczu pojawiło się
zdjęcie Rosalie. Przyjaciółka zazwyczaj wymieniała z nią
wiadomości, rzadko kiedy rozmawiały przez telefon.
–
Rose, zepsuła ci się opcja wysyłania smsów? – blondynka
zaśmiała się serdecznie, oczekując odpowiedzi.
–
Musimy porozmawiać – dziewczyna rzuciła krótko, starając się
ni wygadać czegoś więcej. Rosalie od zawsze miała problem z
trzymaniem języka za zębami.
– W
porządku, ale o co chodzi? – w myślach Joy od razu pojawiły się
same czarne scenariusze. Wolała na zapas myśleć, że będzie
gorzej niż później doświadczyć rozczarowania. – Coś z
Davidem? Z Claire? Z tobą?
–
Nie, wszystko dobrze – uspokoiła ją Rose, dobrze wiedząc, że
blondynka od razu wpadała w panikę w takich sytuacjach. – Nikomu
nic się nie stało, nie o to chodzi. Po prostu muszę ci coś
powiedzieć.
–
To mów.
–
To nie jest rozmowa na telefon – powiedziała od razu Rosalie,
biorąc głęboki wdech. – Przylecę do ciebie, jutro będę.
–
Rose, to naprawdę nie może poczekać do mojego powrotu? Nie ma
sensu lecieć tutaj tylko po to, bo coś sobie wymyśliłaś. Poza
tym, nie lubisz takich miejsc, a wierz mi, jest jeszcze gorzej niż
ci mówiłam.
–
Nie mogę czekać, Joyce – przerwała jej przyjaciółka,
przybierając stanowczy i poważny ton. – To coś, czego nie mogę
ukrywać i muszę ci się zwierzyć. Do zobaczenia!
Blondynka
nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bowiem Rosalie od razu się
rozłączyła. Joyce usiadła na łóżku, zastanawiając się nad
tym, co takiego ważnego mogło się wydarzyć. Rudowłosa nigdy z
własnej woli nie zdecydowałaby się, by przylecieć na Tybee
Island. Nie pasowała do takiego miejsca i doskonale zdawała sobie z
tego sprawę. Za każdym razem, gdy Joyce o nim wspominała,
przyjaciółka dorzucała swoje trzy grosze na ten temat, zarzekając
się, że musiałoby stać się coś naprawdę tragicznego wśród
jej bliskich (którzy oczywiście nie mieszkali w takich miejscach), by postawiła tutaj nogę. Blondynka przyznawała rację
rudowłosej, Tybee Island nigdy nie przypadło jej do gustu i zawsze
przyjeżdżała z przymusu. Nawet teraz, patrząc na skromny domek
Jamesa, miała ochotę wybuchnąć płaczem z bezradności.
Jedyny,
bardzo możliwy powód, o którym pomyślała Carter była ciąża.
Co prawda, Rose nie wyrażała chęci zostania matką, szczególnie w
tak młodym wieku, jednak wszystko mogło się zdarzyć. Holt nie
należała do osób o stałych uczuciach względem konkretnej osoby.
Lubiła zdobywać doświadczenie z różnymi mężczyznami, chciała
czerpać z życia jak najwięcej, dlatego często lądowała w łóżku
z obcymi facetami. Tym razem coś mogło pójść nie tak, a Rosalie
zorientowała się, że zostanie matką. Joy nie była w stanie
przekonać do tego samą siebie, ale mimo wszystko tylko to
wytłumaczenie przychodziło jej do głowy.
Z
rozmyśleń wyrwało ją kilkukrotne stukanie w drzwi. Niechętnie
podniosła się z miejsca, wychylając się nieco z pokoju. Przed
domkiem dostrzegła Tylera, który niestety zdążył zauważyć jej
długie blond włosy i zaczął dobijać się jeszcze mocniej.
Dziewczyna przeklęła pod nosem, poprawiła zwiewną tunikę, po
czym otworzyła drzwi chłopakowi.
–
Czego chcesz? – zapytała chłodno, przypominając sobie
wcześniejszą notatkę, którą od niego otrzymała. – Nie mam
ochoty patrzeć, jak się ze mnie wyśmiewasz.
–
Nie przyszedłem się z ciebie nabijać, chociaż muszę przyznać,
że dosyć zabawnie się prezentowałaś – kąciki ust Tylera
wygięły się w złośliwym uśmiechu, co spotkało się z tym, że
Joyce próbowała zatrzasnąć mu drzwi przed samym nosem. Niestety,
był szybszy. – Hej, tylko żartowałem. Tak naprawdę przyszedłem
sprawdzić czy kac cię pokonał i muszę powiedzieć ci o
jutrzejszej imprezie na plaży z okazji rozpoczęcia sezonu.
–
Czułam się świetnie, dopóki nie przyszedłeś – Joyce rzuciła
chłopakowi nienawistne spojrzenie, dając mu do zrozumienia, że nie
miała dłużej ochoty prowadzić z nim dyskusji. – Ty chyba nie
wiesz, jak wygląda prawdziwa impreza. To będzie jedynie spotkanie w
szerszym gronie, niemal jak zjazd rodzinny. Wybacz, ale rozmowy ze
starszymi paniami o tym, że rano nie dowieziono ziemniaków na
targowisko kompletnie mnie nie interesują.
–
Na pewno przyjdą też osoby w twoim wieku, kogoś w końcu poznasz –
Tyler próbował dalej zachęcić dziewczynę do wspólnego wyjścia
i ku swojemu zdziwieniu zauważył, że kierowały nim naprawdę
dobre zamiary. – A jeżeli się nie uda, zawsze możesz spędzić
ten czas ze mną, opróżnimy butelkę wina, a ty znów będziesz coś
śpiewała pod nosem.
–
Wolę umrzeć tutaj z nudów niż pokazywać się gdziekolwiek z kimś
takim – Joyce ponownie próbowała zatrzasnąć drzwi, jednak Lynn
skutecznie jej to uniemożliwiał. – Posłuchaj mnie. To, że raz
widziałeś mnie pod wpływem alkoholu niezdolną do samodzielności
i z tego względu grzecznie odprowadziłeś mnie do domu, nie
wykorzystując mnie w perfidny sposób, nie oznacza, że jesteś
rycerzem na białym koniu. Nie masz u mnie żadnych szans.
Tyler
popatrzył na nią zdziwiony, starając się zrozumieć każde słowo,
które wypowiedziała. Nie trzeba było długo czekać na wybuch
śmiechu z jego strony. Pokręcił z niedowierzaniem głową, dodając
złośliwie:
–
Widzę, że już całkowicie zatraciłaś się w luksusie i
bogactwie, a woda sodowa uderzyła ci do głowy. Szkoda, że po
drodze zgubiłaś gdzieś rozum – Lynn nie szczędził żadnych
słów, a widząc naburmuszoną minę dziewiętnastolatki, miał
ochotę na znacznie więcej. – Spędzisz tutaj trochę czasu, więc
zamiast wszystkich do siebie zrażać, mogłabyś pogodzić się z
rzeczywistością w tym miejscu. Umarł twój ulubiony kot, masz
okres czy może rzucił cię chłopak? Bo zachowujesz się jak
nieznośna smarkula. Mogłem w ogóle tutaj nie przychodzić, to
kompletna strata czasu.
Tyler
odwrócił się na pięcie, nie patrząc więcej na blondynkę.
Wiedział, że pozostawił ją w niemałym osłupieniu, ale mimo
wszystko nie miał najmniejszego zamiaru przepraszać za kilka słów
prawdy.
* * *
Lynn
wciąż trzymał mocno zaciśnięte pięści, tłumiąc w sobie
ogromne pokłady złości. Córka Jamesa działała mu na nerwy,
odkąd tylko się tutaj zjawiła. Nie pasowała do ich spokojnej i
ułożonej społeczności, jednak wystarczyła niewielka ilość
chęci i odrobina sympatii, by zdobyć uznanie wszystkich dookoła.
Niestety, Joyce w ogóle nie rwała się do tego, by cokolwiek w
sobie zmienić. Była uparta, opryskliwa i nieznośna, a właśnie to
sprawiło, że Tyler zwrócił na nią szczególną uwagę.
Zachowywała się dokładnie tak, jak on niespełna rok wcześniej.
Miała cechy, które najbardziej mu imponowały, a poza tym, nie
grzeszyła urodą i sprawiała wrażenie naprawdę inteligentnej
dziewczyny.
Od
pamiętnego dnia minionego roku, starał się unikać jak tylko mógł
wszelkich kontaktów z dziewczynami. Chociaż przestał zażywać
narkotyków i innych używek, wciąż miał w pamięci zziębnięte i
martwe ciało Lindy, dziewczyny z którą spotykał się na początku
poprzedniego lata. W dalszym ciągu obwiniał się o jej śmierć,
choć tak naprawdę winę ponosiła każda osoba, znajdująca się
wtedy przy ognisku. Wszyscy mieli taki sam dostęp do narkotyków,
które mieszało się z niewielką ilością alkoholu. W tak dużej
grupie nie dało się dopilnować każdego z osobna. Tyler ze
zmęczenia zasnął na plaży wraz z niektórymi znajomymi, a kiedy
obudził się następnego ranka, spostrzegł wynurzające się z
oceanu martwe już ciało nastolatki.
Lynn
zrzucał na siebie całą winę, bowiem to właśnie przez niego
Linda po raz pierwszy sięgnęła po narkotyki, od których w krótkim
czasie zdołała się uzależnić. Nie znała żadnego umiaru w ich
zażywaniu, ale Tyler miał na nią oko i nie pozwalał, by w
jakikolwiek sposób zaszkodziła sobie bardziej. Lubił porządnie
zaszaleć, ale mimo wszystko szanował dane mu kiedyś życie. Tamtej
nocy, będąc na totalnym haju, Linda najprawdopodobniej się
utopiła. Tyler nigdy nie wybaczył sobie, że akurat wtedy dał się
ponieść zmęczeniu i zostawił dziewczynę na pastwę losu. Nie
mógł przewidzieć, że dojdzie do tragedii, a tym bardziej nie mógł
zrobić nic, by cofnąć czas i postąpić inaczej.
Wraz
z innymi chłopak oddał się w ręce specjalistów, uczęszczając na specjalnie przystosowaną terapię odwykową. Tak naprawdę po tym, co się
wydarzyło, obiecał sobie, że już nigdy nie sięgnie po narkotyki
i będzie starał się sprowadzać na dobrą drogę młodsze od niego
dzieciaki. Po opuszczeniu zakładu, wrócił z powrotem na Tybee
Island, gdzie znajdował się jego dom. Został wychowany przez
babcię, bowiem mama zmarła, gdy miał zaledwie dwa latka, a ojciec
od razu uciekł od odpowiedzialności. Nigdy nie szukał kontaktu z
dzieckiem, a Tyler całkowicie zapomniał o jego istnieniu. To
właśnie swoją babcię Barbarę traktował niemal jak matkę, ani
razu go nie zawiodła i zawsze była przy nim wtedy, kiedy
najbardziej tego potrzebował.
Po
powrocie dostał ogromną szansę od Jamesa Cartera, który
postanowił zatrudnić go w swoim barze. Był dla niego jak ojciec,
którego tak naprawdę nigdy nie miał. James znał jego całą
życiową historię, a mimo to pokładał w chłopaku ogromne
nadzieje. Lynn nie zawiódł jego zaufania i do dziś idealnie
sprawdzał się jako najlepszy pomocnik w pracy. Pozostawała jednak
jeszcze jedna tajemnica, której Tyler nikomu nie wyjawił. Nie
zamierzał tego robić, póki nie stanie się to koniecznością.
~*~
Od
autorki: To ostatni zapasowy rozdział, jaki udało mi się
napisać. Mam jednak nadzieję, że następne powstaną niedługo i
znów będzie trochę z górki. Pewnie opublikuję coś za około dwa
tygodnie, jeżeli wena mi na to pozwoli. Tymczasem żegnam się z
Wami, trzymajcie się ciepło!
jesteś moja droga niefajną foką!
OdpowiedzUsuńPomimo tego, jak przykre były wydarzenia z przeszłości Tylera, to cieszyłam się, że jego tajemnice zostały wyjawione, a tu na końcu... kolejna! I to pewnie jeszcze taka, o której dowiem się dopiero w ostatnim rozdziale! Nieładnie.
Joyce... Taka typowa, zapatrzona w siebie blondynka. Znaczy, ja wiem, że ona cierpi, bo też nie ma za kolorowo, do tego ta akcja z tym jej "chłopakiem", ale nie musi od razu być taką zimną foką, no!
Jak zwykle wspaniale, będę z niecierpliwością czekać te dwa tygodnie na 4, bo wiem, że warto!
weny kochana, mnóstwa weny!
@camilllaxxx ♥
Omg, Tyler coraz bardziej mi się podoba, lubię tajemniczych chłopaków. :D Strasznie mnie ciekawi ta wielka tajemnica, której nikomu jeszcze nie wyjawił i kompletnie nie mam pojęcia co to może być. :(
OdpowiedzUsuńJoyce zachowuje się wzorowo jak na takie laski jak ona, ale mam nadzieję, że się opamięta w końcu, a jej złamane serce otworzy się na innych.
Podoba mi się relacja tych dwojga, czyli Tylera i Joyce, uwielbiam takie duety. xD
Oh, już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału!! Tak więc WENY!! ;)
Ciekawa jestem tej mega ważnej sprawy, która zmusza Rosalie by przylecieć na Tybee Island. Ja tez pierwsze pomyślałam o ciąży, ale potem naszły mnie jakieś wątpliwości. Mam nadzieje, że nie stało się nic poważnego, chociaż przeczucie mówi mi, że owszem, stało się. James to cudowny ojciec, nic wprawdzie po córce nie zauważył, ale jego sposób bycia, taki trochę luzacki, bardzo mi się podoba. Do tego dał szanse Lynowi. Myślałam, że Tayler ukrywa jakąś paranormalną tajemnicę po przeczytaniu poprzedniego rozdziału, teraz okazuje się, że w grę wchodzą narkotyki i śmierć koleżanki, i wydaje mi się, że wyjaśnienie może mieć bardziej przyziemną historię. Zobaczymy. W każdym razie, Tayler to niesamowicie zagadkowa postać, która pewnie nie raz, nie dwa zdoła mnie zaskoczyć. On ma dobre serce i nie powinien obwiniać się za śmierć przyjaciółki, a to jak starał się zaprzyjaźnić z Joyce też to potwierdza. Nie rozumiem jej dlaczego tak go od siebie odsuwa. Przez ten głupi sok? Z powodu wstydu, że była przy nim pijana? Ech, Joyce...
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Czekam na kolejny i życzę weny <3
Joyce mnie irytuje swoim zachowaniem, ale nic na to nie poradzę, że nie lubię takich osób, jak ona. Ciekawi mnie, w jakim celu Rose przyleci do Joy. Hm, frapujące.
OdpowiedzUsuńPoza tym wyjawienie kilku tajemnic Tylera sprawiło, że bardziej go polubiłam, ale ta kolejna tajemnica... ach, normalnie jak ty to robisz...
Umrę z ciekawości.
Pozdrawiam.
Współczuję Joyce porannego samopoczucia po nocnej, samotnej libacji. To niestety nic fajnego, obudzić się z takim bólem głowy i czasem tak się pechowo trafia, że nawet te proszki na ból głowy nie do końca pomagają. Jednak ona miała w tym delikatne szczęście, tym bardziej, że momentalnie jej przeszło.
OdpowiedzUsuńRosalie potrafi trzymać w napięciu, jeśli chodzi o tę rozmowę telefoniczną. Ja na miejscu Joyce zaczęłabym chyba ją ochrzaniać. Nie lubię samych słów „musimy porozmawiać”, a co dopiero jeszcze informacji, że to nie jest sprawa na telefon i trzeba się spotkać. Takie coś drażni i sprowadza do głowy naprawdę wiele obaw i dziwię się ludziom, którzy w ten sposób prowadzą rozmowy, bo przecież można by po prostu powiedzieć, że chce się spotkać i dopiero wtedy o wszystkim powiedzieć, a nie zmuszać do ciągłego myślenia i zastanawiania się, co to za ważna sprawa.
Co do tego telefonu jeszcze, to pomyślałam tak samo, jak Joyce – że Rosalie chce jej powiedzieć o ciąży, ale nie wydaje mi się żeby to był ten faktyczny powód. Może coś z Ryanem? Chociaż czy to też nie mogłaby być sprawa na telefon? :x Nie wiem, nie mam pojęcia.
Joyce wkurza mnie coraz bardziej. Nie rozumiem jej wrogiego nastawienia do chłopaka. Powinna być mu wdzięczna, że nie spała pijana na plaży, zamiast zgrywać wielką damulkę i chamsko zamykać mu drzwi przed nosem. Chłopak chciał być miły i po prostu ją zaprosić na tę imprezę, a ona rzuciła się na niego jakby zrobił jej tym nie wiadomo, jaką krzywdę. Dodatkowo denerwuje mnie to, że tak cholernie się wywyższa, uważa się za lepszą, bo jest bogata, a tymczasem Tyler wygadując jej całą prawdę w twarz, miał całkowicie rację. Woda sodowa uderzyła jej do głowy i całkowicie straciła rozum. Otóż to.
Co do Tylera… Nie spodziewałabym się po nim takiej przeszłości. Z resztą, jak mogłoby być inaczej skoro nawet jeszcze dobrze nie zapoznałam się z jego postacią. :x
Świat, w którym rządzą narkotyki w dużych ilościach, wręcz przesadnych, nie jest niczym fajnym. Może sam początek, gdy zażywa się je po raz pierwszy, drugi czy trzeci, na jakiś imprezach, raz na jakiś czas, to może być przeżycie, bo wiadomo – jest się dla wszystkich miłym, można pić alkohol do woli, a i tak nie idzie się upić, nie chce się spać, a dodatkowo uwielbia się wszystko i wszystkich i po prostu świetnie się bawi (nie myśl, że brałam, tylko kiedyś miałam spotkania z takimi ludźmi, jako wolontariuszka i znam ten temat na wylot xD)
W pewnym sensie nie dziwię się Tylerowi, że obwinia się o śmierć Lindy. Sama pewnie też miałabym podobnie, ale przecież nie mógł tego przewidzieć. Skąd mógł wiedzieć, że stanie się jej krzywda? Przecież takich rzeczy nie można, od tak, po prostu przewidzieć. Życie pisze różne scenariusze. Jednak całe szczęście, że ta sytuacja go czegoś nauczyła i postanowił się zmienić, skończyć z tym złym światem i powrócić na dobre tory, dodatkowo także pomagając innym.
Dobrze, że mimo braku rodziców ma na swojej drodze ludzi, którzy go wspierają – babcię, która go wychowywała i Jamesa, który zaufał mu i postanowił dać pracę. Mimo takiego pogubienia się, mógł dzięki nim zacząć wszystko od nowa.
Ok, uciekam! Rozdział naprawdę świetny, a sam koniec – mnie cholernie zaciekawił i chciałabym już wiedzieć, jaką tajemnicę skrywa Tyler. Ale rozumiem – tajemnica to tajemnica. Wszystko w swoim czasie.
http://nothing-happens-by-chance-flyaway.blogspot.com/
buziak :*
Tak też myślałam, że Joyce obudzi się z porządnym kacem. Prawdę powiedziawszy jakoś nie jest mi przykro z tego powodu XD Nie jest już małym dzieckiem, powinna wiedzieć, na co się pisze, sięgając po alkohol, zwłaszcza w takich ilościach. Tak się męczyła z tym bólem głowy i ogólnym zmęczeniem, a ani razu nie pomyślała o tym, że mogło jej się stać coś znacznie gorszego. Nie wszyscy wokół są życzliwi, zresztą wystarczyłoby kilka nieuważnych kroków, a Joy mogłaby już nie wrócić do domku. Całe szczęście, że Tyler się na nią napatoczył - chociaż to facet pełen tajemnic, zdążyłam go już bardzo polubić. W przeciwieństwie do głównej bohaterki, która koszmarnie działa mi na nerwy XD Liczę na to, że dziewczyna, pod wpływem towarzystwa swojego przesympatycznego taty i całego otoczenia Tybee Island zacznie wreszcie się zmieniać. Ryan na nią nie zasługiwał, bez względu na wady, które ona sama posiada, dlatego mam nadzieję, że podczas tego pobytu zapomni o nim i może ułoży sobie życie na nowo, odnajdując wreszcie prawdziwe szczęście.
OdpowiedzUsuńTelefon od Rosalie wzbudził moją ciekawość, a jednocześnie strach. Nie znam bliżej tej dziewczyny, nie wiem, jak zachowuje się na co dzień, ale mimo tego nawet ja potrafię stwierdzić, że ten nagły pomysł z przylotem na Tybee Island jest co najmniej... Dziwny. Aż się roześmiałam, kiedy wyszło na jaw, że Joy myśli dokładnie o tym samym co ja - o nieplanowanej ciąży XD Biorąc pod uwagę fakt, iż sama tę kwestię poruszyłaś, domyślam się, że te podejrzenia się nie sprawdzą. Niemniej Rose wydawała się bardzo przyjęta, wręcz... przestraszona. Zresztą musiała taka być, skoro postanowiła wskoczyć w najbliższy samolot, żeby porozmawiać z przyjaciółką osobiście, zwłaszcza, że domek jej ojca nie jest miejscem, w którym miałaby ochotę się znaleźć. Cóż, wkrótce się przekonamy, jaki jest prawdziwy powód wizyty Rosalie.
Spodziewałam się, że Joyce nie będzie miła dla Tylera, ale sądziłam, że zdobędzie się na to głupie "dziękuję", w końcu przyprowadził ją bezpiecznie do domu, a potem jeszcze przyszedł, żeby sprawdzić, jak się czuje. No serio, czy ta dziewczyna nie potrafi z siebie wykrzesać odrobiny wdzięczności, tylko musi od razu wyskakiwać na kogoś z mordą? ;___; Ty za wszelką cenę próbował nie dać się zbić z tropu, wydawało się też, że głupie uwagi nastolatki nie robią na nim wrażenia, jednak w końcu zdenerwował się i odszedł. A trzeba przyznać, że był uroczy z tym zaproszeniem na imprezę! Chociaż Joyce tak się zapiera rękami i nogami przed tym wydarzeniem, sądzę, że i tak się tam zjawi. W końcu jej tata spędza większość czasu w barze, ta praca to całe jego życie, a młoda dziewczyna potrzebuje jakiejś rozrywki. Skrycie na to liczę, bo to by oznaczało, że bohaterowie spotkają się ponownie ^^
Ukazałaś nam wreszcie sporą część historii Tylera i przyznaję, że jestem zaskoczona. Narkotyki nawet nie przeszły mi przez myśl, głównie dlatego, że mężczyzna wydawał się bardzo poukładany, a na pewno twardo stąpiający po ziemi. Ale jak to wiadomo, młodzież rządzi się swoimi prawami... Ta sprawa z Lindą faktycznie nie jest zbyt przyjemna. Oczywiście nie można wskazać jednoznacznego winowację, w końcu chcieli się zabawić i trochę przesadzili, przez co żadne z nich nie mogło zapobieć śmierci Lindy, no ale nikt z nich nie życzył jej tego, nie zrobił tego umyślnie. Rozumiem Tylera, którego nadal męczą wyrzuty sumienia - na jego miejscu pewnie sama ciągle bym o tym rozmyślała. Doceniam, że chłopak poszedł z własnej woli na odwyk i zaczął pracować, chcąc wyprowadzić swoje życie na prostą. Wbrew pozorom, nawet po takiej tragedii, podjęcie zdecydowanych kroków do zmiany wcale nie jest czymś prostym.
Przez moment sądziłam, że właśnie to jest największą tajemnicą Tylera - śmierć Lindy, niestety pamiętałam o pewnych podejrzanych przesłankach w poprzednim rozdziale, zaś ostatni akapit utwierdził mnie w przekonaniu, że pod łóżkiem tego bohatera czai się jeszcze więcej potworów. Ty to potrafisz człowieka zaintrygować ;o
UsuńNaprawdę przyjemnie śledzi się tę historię, ciekawa jestem, co wydarzy się dalej ;> Oczywiście czekam na ciąg dalszy i trzymam kciuki za Twoją wenę, kochana <333
Nieźle.W sumie nie rozumiem, czemu ona jest dla niego taka niemiła. No fakt, Tyler jest denerwujący, ale przecież nie chciał nic złego, próbował być miły.Mogłaby iść na tą imprezę i chociaż sprawdzić, jak będzie. To jest jakieś zajęcie,a tak to co... będzie się nudzić? I tak nie ma nic ciekawszego do roboty. Jej... ciekawe, w co wpakowała się jej koleżanka. A może to nie ona ma kłopoty... Ale dziwne, że aż chce do niej przylecieć, by jej to powiedzieć. To musi być naprawdę ważna sprawa. Nie dziwię się, że Tyler obwinia się o śmierć tamtej dziewczyny, skoro przez niego sięgnęła po narkotyki. No, ale nie mógł wiedzieć, że tak się stanie. Dobrze, że zmądrzał i poszedł na odwyk. Szkoda tylko, że trzeba było do tego tragedii, ech... Ciekawe, co jeszcze ukrywa. Co to za tajemnica?
OdpowiedzUsuńDziwię się, że ojciec Joy nie zauważył, iż jego córka ma kaca. Ba! Jeszcze bardziej dziwi mnie fakt, że on nie ma pojęcia, w jakim stanie była Joyce poprzedniego wieczoru... Przecież to małe miasteczko, ludzie ją widzieli i na pewno plotkują. Ojciec dziewczyny powinien się dowiedzieć prawdy od zwykłych przechodniów... Przynajmniej wyszłoby, że z Joyce wcale nie jest taka grzeczna dziewczynka.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Rosalie naprawdę ma coś poważnego na sumieniu. Może rzeczywiście zaszła w ciążę albo zabiła jakiegoś człowieka? :O. Nie, w to nie wierzę. Obawiam się, że cała ta sprawa ma coś wspólnego z byłym chłopakiem Joyce. Może między nimi do czegoś doszło i ta nie potrafi sobie poradzić z poczuciem winy? Zobaczymy. Jestem ciekawa, co z tego wyniknie.
Tyler to porządny gość, który powinien trzymać się od Joyce z daleka. Pomógł jej, a ona nie potrafi wykazać ani odrobiny sympatii. Ba! Jeszcze myśli, że Tyler na nią leci i dlatego do niej przychodzi... Dobrze jej powiedział! Mam nadzieję, że ta pusta blondyna w końcu coś zrozumie i przestanie tak się panoszyć, bo naprawdę mnie wkurza ;/.
Tyler nie powinien obwiniać się o śmierć dziewczyny. Co prawda to on ją wplątał w świat narkotyków za co osobiście stracił w moich oczach, ale to ona wybrała taką, a nie inną drogę. Mogła się wycofać nikt jej do niczego nie zmuszał. Mam nadzieję, że chłopak kiedyś upora się z jej śmiercią.
Czekam na nowość i życzę weny! :).
Ojej! Co taki krótki rozdział? Nie zdążyłam się dobrze rozgościć, a tu już koniec. Pisz dłuższe!:D Proszu ja Ciebie. :D
OdpowiedzUsuńDobra, zaczynam od początku. Joy, ughhh, przybijam high five Tylerowi :D Dobry chłopak! Brawo dla niego, bo powiedział księżniczce prawdę. Niech tylko teraz nie chodzi wielce obrażona, a na pewno tak będzie, bo na nikim nie zrobi wrażenia. Denerwująca jest, naprawdę. :D
Co do tajemnicy...spodziewałam się jakiegoś bum! w historii życia chłopaka. Wiadomo, narkotyki i młodzi ludzie to bardzo złe połączenie. Myślę, że Tyler dobrze robi, że się obwinia, bo wywołuje w nim jakąś chęć zmiany. Szkoda, że tak drastycznym sposobem jak śmierć Lindy, ale nie skończył jak ona albo jeszcze gorzej.
Świetny rozdział.
Czekam na dalej.
Pozdrawiam!:)
Tess! Tobie też oberwie się dzisiaj krótkim komentarzem, bo za niecałe osiem godzin muszę być w pracy. I to nie na osiem godzin.
OdpowiedzUsuńA więć... Postać tajemniczego przystojniaka działa na moją wyobraźnie. Bardzo. Mam nadzieję, że nasza Joy szybko zrozumie, że w jego słowach jest wiele prawdy i przestanie zadzierać nosa.
Chociaż z drugiej strony... jeśli przyjedzie jej przyjaciółka to może nadal tkwić w swojej bańce mydlanej. Jednakowoż... Jeśli ten cały skurwydupek były chłopak miał coś wspólnego z nagłą sytuacją w której znalazła sie Holt.
No nie wiem, nie wiem.
A teraz, wybacz ten krótki i niesatysfakcjonujący komentarz, aczkolwiek lecę spać.
M.K