20.06.2014

Jedna piętnasta: Tybee Island


Tato, dlaczego wciąż nie mogę się do Ciebie dodzwonić? Nie będę próbować kolejny raz, nie mam na to czasu. Mama wysyła mnie do Ciebie na całe wakacje, wyobrażasz to sobie? Wspaniale, jestem wprost zachwycona tym, że spędzę ten czas w takiej dziurze – nie bierz tego do siebie, znasz mnie. Zadzwoń, jak tylko odczytasz tę wiadomość. J.

Dziewiętnastoletnia blondynka ze zrezygnowaniem schowała telefon do najdroższej torebki ze swojej kolekcji. Szybko zarzuciła na ramiona miętową marynarkę, wychodząc z pokoju. Po raz ostatni przed wyjazdem na Tybee Island umówiła się ze znajomymi na kręgle. Ogromnie żałowała, że nie będzie mogła spędzić wakacji w rodzinnym Birmingham z mamą i wszystkimi przyjaciółmi, których tutaj miała. Pani Reed zamierzała wyjechać na całe lato do słonecznej Hiszpanii wraz ze swoim nowym narzeczonym i jego znajomymi. Nie chciała zabierać ze sobą córki, która i tak w ostatnim czasie sprawiała jej same kłopoty. Poza tym, wychodziła z założenia, że skoro zajmowała się Joyce przez cały rok szkolny, należał jej się porządny odpoczynek. Sprytnym i zwinnym ruchem podała pałeczkę byłemu mężowi.
Blondynka zatrzymała samochód przed klubem, po czym patrząc w lusterko, poprawiła makijaż i nieco zniechęcona weszła do środka. Lubiła spotykać się z przyjaciółmi, uwielbiała imprezować i flirtować z obcymi mężczyznami. Niestety dzisiejszego wieczoru zupełnie nie miała na nic ochoty, coraz bardziej uświadamiała sobie, że już za kilkanaście godzin matka zawiezie ją na lotnisko i na całe lato będzie tak naprawdę uziemiona. Nie spodziewała się, że na Tybee Island znajdzie się ktoś, kto przypadnie jej do gustu, nie było takiej opcji.
Joyce dokładnie rozejrzała się wokół siebie, szukając swojej paczki. Po kilkunastu sekundach dostrzegła burzę rudych loków należących do Rosalie, która zdecydowanie wyróżniała się z tłumu. Podeszła do stolika, przyglądając się każdemu z osobna.
– Gdzie Ryan? – zapytała od razu, z nikim się nie witając. W tym momencie obchodził ją jedynie chłopak, którego najwyraźniej nie było w klubie.
– Chyba nie przyjdzie – odezwała się Claire, przesuwając się nieco w stronę Davida, by blondynka miała gdzie usiąść. – Daj spokój, J. Już dawno powinnaś sobie go odpuścić. Po śmierci ojca stał się innym człowiekiem, a o nas już chyba całkiem zapomniał. Poza tym, co wieczór widuję go przed domem z inną dziewczyną, więc naprawdę nie jest ciebie wart.
Myślałam, że chociaż przyjdzie się pożegnać, pomyślała Joyce i głośno wzdychając, usiadła obok przyjaciółki. Zamówiła jedynie gazowaną wodę z cytryną, bowiem przyjechała samochodem, a poza tym nie chciała obudzić się nazajutrz z ogromnym kacem, który jedynie przybrałby na sile podczas lotu. Starała się odgonić wszystkie myśli, jakie pojawiały się na temat Ryana i mimo wszystko wieczór z przyjaciółmi mogła uznać za wyjątkowo udany.
– Weź swój najlepszy i najdroższy aparat i codziennie fotografuj to, co będzie sprawiało ci radość – zaproponował David, spoglądając na blondynkę. – W ten sposób można złapać się na tym, że tak naprawdę banalne rzeczy przynoszą nam najwięcej szczęścia.
– To Tybee Island – Joyce szczerze się zaśmiała, nie przywiązując większej uwagi do słów przyjaciela. – Tam naprawdę nie ma nic interesującego. Piasek, ocean i dziwaczni mieszkańcy.

* * *

Nazajutrz dziewiętnastolatka około godziny szóstej rano znajdowała się już na pokładzie samolotu. Dość chłodno pożegnała się z matką na lotnisku, wciąż mając do niej żal. Wiedziała, że niebawem cała złość z niej spłynie, jednak zdecydowanie potrzebowała na to więcej czasu. Musiała przywyknąć do myśli, że czekało na nią całe lato w miejscu, którego tak naprawdę nigdy nie zdołała polubić. Starała się znaleźć jak najwięcej plusów w tej sytuacji, jednak jedyne co przychodziło jej do głowy to możliwość spędzenia z ojcem więcej czasu oraz większość dni, które powitają ją słonecznymi promieniami. Mimowolnie właśnie ten fakt sprawiał dziewczynie najwięcej radości, bowiem niejednokrotnie miała ochotę wyrwać się z zazwyczaj deszczowej Wielkiej Brytanii. Ale niestety to nie wystarczyło, by w pełni cieszyć się na spędzenie wakacji na Tybee Island.
Blondynka przymknęła oczy, nakładając jednocześnie na uszy swoje duże, błękitne słuchawki. Nie za bardzo lubiła latać samolotami, często robiło się jej niedobrze i tylko drzemanie oraz słuchanie muzyki było w stanie ją uspokoić. Podróż minęła zaskakująco szybko, choć w Atlancie Joyce musiała zaliczyć jedną przesiadkę, by dotrzeć do Savannah. Stamtąd miał odebrać ją ojciec i czekało ich do pokonania około trzydzieści kolejnych kilometrów, tym razem samochodem. Dziewczyna miała jedynie nadzieję, że nie będzie musiała zbyt długo czekać na mężczyznę, bowiem tego nie znosiła najbardziej.
Jej myśli mimowolnie zaczęły krążyć znów wokół Ryana. Opuściła kraj kilkanaście godzin temu, a chłopak nie odezwał się ani słowem. Joyce wysłała do niego mnóstwo wiadomości, parę razy dzwoniła, jednak on wciąż milczał jak zaklęty. Nie chciała nawet myśleć, że Ry mógł spędzać teraz czas z inną dziewczyną, choć ta możliwość wydawała się najbardziej prawdopodobna.
– Joy! – dziewczyna usłyszała zdrobnienie swojego imienia i zaczęła rozglądać się dookoła. – Tutaj jesteś, wszędzie cię szukałem.
– Nie musisz kłamać – westchnęła blondynka, podając ojcu dwie ogromne i naprawdę ciężkie walizki. – Spóźniłeś się, bo jak zwykle coś ci wypadło i niech zgadnę - zapomniałeś zabrać telefonu, prawda?
James kiwnął jedynie głową, co spotkało się z cichym śmiechem dziewczyny. Nastolatka przytuliła do siebie ojca, z którym nie widziała się od ponad dwóch lat. W przeciwieństwie do swojej byłej żony, nie był szanowanym i najlepszym prawnikiem, ale otworzył na plaży bar, z którego udawało mu się czerpać jakieś zyski. Niczego nie przyjmował od Alice, po rozwodzie przeniósł się do Stanów, skąd już nigdy więcej się nie wyprowadził. Tybee Island było niegdyś idealnym miejscem, które regularnie odwiedzał z Alice i Joyce podczas każdych wakacji. Mieszkali tutaj jego rodzice, a po ich śmierci James odziedziczył domek i zaszył się w nim na dobre.
– Jest coś, o czym musisz wiedzieć – zaczął mężczyzna, uważnie przyglądając się obuwiu swojej córki. – Musimy zostawić samochód jakieś trzydzieści minut od domu i przejść plażą. Kiedy po ciebie jechałem, w radiu informowali o tymczasowym zamknięciu wszystkich dróg w tamtą stronę. Starają się usunąć przewalone drzewo z jezdni.
– Chcesz powiedzieć, że przez pół godziny mam iść w dwunastocentymetrowych szpilkach po piasku? - głos dziewczyny brzmiał nieco bardziej drwiąco niż tego chciała, ale w ostateczności zignorowała to. – I nie próbuj mi wmówić, że mogę iść bez butów, bo doskonale wiem jak wygląda plaża w takich dziurach jak ta.
– Ale ludzie naprawdę dbają tutaj o porządek, zapewniam cię – James odpowiedział spokojnym głosem, otwierając córce drzwi samochodu od strony pasażera. – Nie nabawisz się żadnej choroby, uczulenia czy czegokolwiek, co sobie uroniłaś, kochanie.
Blondynka jedynie spojrzała na niego przelotnie, wywracając oczami. Nie zamierzała rozpoczynać z ojcem ostrej wymiany zdań, chociaż i tak obstawała przy swoim. Również z tego powodu nie lubiła przyjeżdżać tutaj jako dziecko. Takich rzeczy się nie zapominało, szczególnie, że Joyce miała bzika na punkcie czystości oraz swojego wyglądu i nie wydawało jej się, że to kiedykolwiek mogło się zmienić.
Przez całą drogę panowała cisza, jednak żadne z nich nie przymierzało się do tego, by ją przerwać. James na dobre wsłuchał się w latynoskie rytmy, które obecnie puszczano w jednej radiowej stacji. Natomiast Joyce z lekkim uśmiechem na twarzy przypatrywała się pobliskiej okolicy. Kiedy znaleźli się już na wyspie, dziewczyna rozpoznała małe i skromne domki, zamieszkiwane przez naprawdę uprzejmych ludzi. Na to z pewnością nie mogła narzekać, każdy pomagał tutaj każdemu i rzadko słyszało się o jakichkolwiek nieuprzejmościach czy przykrościach. Joyce musiała przyznać, że ten fakt sprawiał jej radość, bowiem zawsze lubiła przebywać w towarzystwie osób, które były miłe i interesowały się sprawami innych szczególnie wtedy, gdy zachodziła taka potrzeba. Z tego względu dziewczyna mogła liczyć na spokojne wakacje.
Z rozmyśleń wyrwało ją nagłe zgaszenie silnika. Zorientowała się, że ojciec zatrzymał samochód przed ostatnim domem na tej ulicy. Zobaczyła przed sobą stosunkowo krótką ścieżkę przez gęste zarośla, na końcu której mogła dostrzec ogromne pole piasku oraz słyszała szum fal oceanu. Wysiadła z samochodu, poprawiając swoją nieco wygniecioną śnieżnobiałą sukienkę. Wzięła do ręki czarną torbę, zatrzaskując za sobą drzwi. James zamienił kilka słów z właścicielem posiadłości, po czym bez słowa ruszył przed siebie. Z początku Joyce miała wyrzuty sumienia, że ojciec sam ciągnął jej walizki, jednak w ostateczności uświadomiła sobie, że w obecnych warunkach nie poradziłaby sobie z ani jednym bagażem.
Silny podmuch wiatru rozwiał na wszystkie strony długie blond włosy dziewczyny, sprawiając, że poruszanie się po plaży stało się jeszcze bardziej trudniejsze i męczące. Joyce została daleko z tyłu, choć ogromnie starała się nie stracić z oczu ojca. Mężczyzna przesunął się bliżej brzegu, gdzie piasek był już udeptany i zdecydowanie lepiej współpracowały z nim obie walizki. Blondynka postanowiła pójść w jego ślady, jednak nie odczuła znaczącej różnicy. Jej stopy cały czas próbowały wykręcić niemiłą niespodziankę, ale mimo to dziewczynie nie pozbyła się niewygodnych butów. Przechodzący obok ludzie, kierowali w jej stronę zdumione spojrzenia, które zazwyczaj ignorowała.
Po około godzinie w końcu udało jej się stanąć tuż przy ojcu, który wpatrywał się w ocean. Lekko zdyszana odgarnęła z czoła niesforne kosmyki włosów, zastanawiając się, dokąd dotarli. Nie widziała w pobliżu białego domku, jaki zapamiętała sprzed ponad dwóch lat.
– Opuszczamy plażę? – zapytała entuzjastycznie, na co James uśmiechnął się szeroko. – Tato?
– Jesteśmy na miejscu – powiedział, wskazując ręką na drewniany domek, wyłaniający się z wysoko rosnących kłębów trawy. Blondynka w ogóle nie zwróciła na niego wcześniej uwagi. – Nie potrzebowałem aż tak wiele miejsca dla siebie, więc przeniosłem się tutaj. Jest cicho, spokojnie i plażę mam na miejscu.
– Żartujesz sobie, prawda? – w oczach Joyce widoczne było przerażenie na samą myśl, że miała zamieszkać właśnie w takim miejscu. Kiedy ojciec pokręcił przecząco głową, wydała z siebie krzykliwy jęk. – To jakiś koszmar!

* * *

Joyce dostała do swojej dyspozycji największe pomieszczenie w domku, czego w ogóle się nie spodziewała. Cieszyła się jednak, że ojciec przynajmniej starał się ją zrozumieć i robił wszystko, byleby tylko czuła się tutaj jak najlepiej. Była mu za to naprawdę ogromnie wdzięczna, ale nie potrafiła tego idealnie pokazać. Niezbyt dobrze wychodziło jej okazywanie uczuć, chyba że można zaliczyć do tego ciągłe narzekanie, mające na celu zwrócenie na siebie uwagi. Potrzebowała jej, ale nigdy nie odważyła się o nią poprosić.
Kiedy rozpakowała swoje rzeczy, zdecydowała się dokładnie obejrzeć malutką łazienkę, którą miała dzielić razem z ojcem. Nie była przyzwyczajona, by po pomieszczeniu poniewierały się męskie ubrania czy kosmetyki, bowiem w swoim domu w Wielkiej Brytanii łazienka znajdowała się w jej pokoju, każdy miał osobną. Westchnęła ciężko, zauważając, że James zostawił córce trzy puste szuflady. Oczywiście okazało się to niewystarczające, ale Joyce wyciągnęła jedynie najpotrzebniejsze rzeczy do codziennego użytku i poukładała je w wyznaczonym miejscu. Dzięki tym prostym gestom ze strony ojca zmieniła nieco swoje nastawienie i postanowiła postarać się, by nie sprawiać mężczyźnie zbyt wielu kłopotów. Blondynka ponownie rozejrzała się dookoła, uważnie sprawdzając, czy na pewno na ścianach i podłodze nie czaiły się jakieś owady lub inne straszne robaki. Kiedy uznała, że wszystko było w porządku, weszła pod prysznic, rozkoszując się letnim strumieniem wody.
Przebrała się w zwiewną, lawendową sukienkę na ramiączkach, bowiem wciąż utrzymywała się wysoka temperatura. Tym razem postawiła na buty na koturnie, chociaż jej stopy w dalszym ciągu domagały się czegoś innego. Niestety, dziewczyna nie mogła sprostać ich oczekiwaniom, gdyż nie wzięła ze sobą niczego na płaskiej podeszwie.
– Próbowałem dodzwonić się do twojej mamy, ale nie odbiera – powiedział James, kiedy blondynka wyszła z łazienki. – Zjesz tosty z jajecznicą czy po prostu wolisz zamówić pizzę? Droga powinna być już przejezdna.
– Wystarczą same tosty – Joyce uśmiechnęła się lekko, sprawdzając wszystkie nieprzeczytane wiadomości i nieodebrane połączenia.
– Jeżeli chcesz, możesz pójść ze mną wieczorem do baru – zaproponował mężczyzna, przyglądając się reakcji córki.
Blondynka kiwnęła jedynie głową na znak zgody, ciągle zajmując się swoim telefonem. Były wiadomości od przyjaciół, jednak wśród nich nie znalazła żadnej od Ryana. Zrezygnowana odpisała znajomym, że podróż przebiegła bez większych komplikacji, po czym zeskoczyła z krzesła, zwracając się do ojca:
– Może ja spróbuję zadzwonić do mamy – udała się do swojego pokoju, przymykając nieco drewniane drzwi.
Nie chciała, by James usłyszał niemiłe słowa na temat „mieszkania” w razie, gdyby kobieta zdecydowała się odebrać telefon. Nic takiego się nie stało, a Joyce poczuła lekkie ukłucie w sercu. Dobrze wiedziała, że Alice już od dawna potrzebowała czasu tylko dla siebie i narzeczonego, ale jednocześnie miała wrażenie, że rodzicielka przestała zwracać na nią uwagę. W końcu kiedyś uważała ją za najlepszą przyjaciółkę, do której mogła zwrócić się o każdej porze dnia i nocy. Carter po raz ostatni przyłożyła aparat do ucha, jednak odpowiedziała jej jedynie głucha cisza.
– Kochanie, tosty gotowe! – usłyszała zadowolony głos ojca, który nieco ją pocieszył.
Odłożyła telefon na szafkę nocną, jeszcze raz przeczesała grzebieniem mokre włosy, a gdy miała wychodzić już z pokoju, usłyszała znajomy dźwięk przychodzącej wiadomości. Serce zabiło jej mocniej, bowiem na ekranie wyświetliło się zdjęcie Ryana.

Słyszałem, że wyjechałaś do tej dziury, w której mieszka Twój ojciec. Cóż, baw się dobrze, chociaż naprawdę nie wiem, co Ci odbiło, żeby tam polecieć. Odezwij się jak już wrócisz, zabawimy się. Aktualnie próbuję wyrzucić z łóżka Kate, która najwidoczniej już się w nim zadomowiła. Zabawne. Do zobaczenia, kotku. R.


~*~


Od autorki: Cześć kochane! Znów Was męczę moimi nowościami, ale nie będzie to długa i jakoś bardzo dopracowana historia - taki przerywnik od ff, jakie wciąż piszę. Mam nadzieję, że się Wam spodoba, mam już kilka rozdziałów naprzód, więc nie ma źle. Chciałabym ten rozdział zadedykować Aivalar, która zdała dzisiaj pięknie ustny egzamin! Mówiłam, że moje kciuki zawsze dają radę. Jeżeli ktoś chciałby być informowany - dajcie znać w komentarzu, będzie mi łatwiej przy kolejnych rozdziałach. Dobra, nie przedłużając - żegnam się z Wami i do szybkiego napisania! 

12 komentarzy:

  1. Nowe opowiadanie Tess. Nie nadrobiłam jeszcze tajemniczego serca, bo szablony pochłaniają cały mój wolny czas, ale "obiecuję" zrobić to jak najszybciej. Mam nadzieję, że nie będziesz zła :)
    Cieszę się, że w tym opowiadaniu Joy nie jest, a w każdym razie ja mam takie wrażenie, rozwydrzoną bogatą panną, która musi mieć wszystko czego zapragnie. Wie, w jakich warunkach żyje ojciec i odnoszę wrażenie, że prędzej czy później przywyknie do nich i wszystko będzie toczyło się w dobrym kierunku.
    Savannah... Pierwsze co mi przyszło do głowy to imię, właśnie Savannah, bohaterki z filmu z Channingiem Tatumem, aaaaghr! Zastanawiałam się nad zaczęciem historii z Amandą i Chan'em... Ale pewnie nikt nie będzie tego czytał zważając na fakt, że miałam chyba 4 nieskończone blogi. Ech... Ja tu o sobie gadam, a tymczasem TY ZACZYNASZ KOLEJNE ŚWIETNIE OPOWIADANIE. Wiem, że będzie świetne, bo ty potrafisz pisać. Też bym tak chciała :c

    Serdecznie pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń
  2. No więc pprzybyłam i tu. Nie żałuję, ponieważ zapowiada się naprawdę wspaniałe opowiadanie.
    Czasami miło jest poczytać coś lekkiego, przyjemnego oraz codziennego.
    Odnoszę wrażenie, że Joyce; bardzo podoba mi się jej imię, czuje się mimo wszystko bardzo samotna i pieniądze wcale jej nie pocieszają.
    Mam nadzieję, że dzięki ojcu i pewnie jeszcze komuś zmieni nastawienie i przyjemnie spędzi czas na Tybee Island :)
    Informuj mnie kochana na bieżąco! Z chęcią wrócę po więcej :)
    Pozdrawiam ciepło i życzę weny ♡
    @camilllaxxx

    OdpowiedzUsuń
  3. Akurat z Twoimi opowiadaniami jestem na bieżąco, więc mogę pozwolić sobie na zostawienie u Ciebie komentarza. HA! A to fart. ;p
    Zacznę od tego co zobaczyłam jako pierwsze, czyli szablonu. I jak tylko moje oko położyło się na nagłówku wiedziałam, że nie polubię głównej bohaterki. Może być sobie pokrzywdzona, może przejść największą przemianę wszech-czasów, ale ja już wiem, że z niej na pewno jest kawał mendy, która ma muchy w nosie. Taki typ człowieka, którego chcesz automatycznie zdzielić patelnią w łeb. Joyce jest napuszona i widocznie naiwna, bo ugania się za facetem, który nie tylko jest chamem i bucem, ale też złośliwym skurwysynem. Egoistyczny do granic możliwości Ryan z pewnością wiedział co robi wysyłając Joyce tego sms'a.
    KAWAŁ CHAMA!

    Laski nie lubię, tatę lubię, ex chłopaka nie lubię, plażę kocham, przyszłego tajemniczego Tylera pożądam.

    Koniec tego sensownego komentarza, bo jak wiesz komentowanie pod pierwszymi rozdziałami nie jest moją mocną stroną, toteż do zoba pod rozdziałem drugim.

    Podoba mi się Tess - nie spierdol tego. xDDD

    ŻART

    Loffki ;**

    M.K

    feedback-ff.blogspot.com
    last-direction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Szablon sam w sobie, jak i bohaterowie zachęcili mnie do pozostania tutaj, a teraz jeszcze ta dobra notka. Zdecydowanie w moim guście, bo kocham opisy, a do tego pięknie wszystko współgra.
    Niestety, Joyce nie zyskała mojej sympatii i obawiam się, że nieprędko ją polubię - wydaje się "ach, och" panienką, a takich nie trawię. Zaś od początku moją sympatię zyskał jej ojciec, przyjemna i pozytywna postać - tak go odbieram. Co do Ryana - temu to dałabym do wiwatu.

    Pozdrawiam.
    http://dokonujac-wyboru.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę cieszę się, że wystartowałaś z czymś nowym. Historia wydaje się naprawdę wciagająca, i oczywiście pięknie napisana, co tylko utwierdza mnie w tym, jak bardzo kocham twój styl. Fajnie też, że zdecydowałaś się odstąpić od ff, trochę nowości jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
    Po pierwszym rozdziale nie jestem w stanie jeszcze dokładnie określić, czy polubiłam Joyce czy nie. Na pewno jest dziewczyną, która uwielbia kasę, modę i wygodę. Przeważnie w parze z tym idzie brak szacunku i chęć bycia górą, co troszeczkę ujawnia się w bohaterce. Jednak uratowała ją nieco wdzięczność wobec ojca za jego starania. Co do niego, wydaje się być naprawdę sympatycznym człowiekiem i zupełnie różnym od swojej córki. Nie potrzeba mu zbyt wiele do pełni szczęścia i to naprawdę się ceni.
    Rayan i Alice nie zdobyli jednak mojej sympatii. Chłopak to najwyraźniej kolejny "zdobywca", że się tak wyrażę, którego raczej nie za bardzo obchodzą uczucia innych. Jego wiadomość do dziewczyny była cholernie wredna, w szczególności że najwyraźniej ta darzy go jakimiś uczuciami. Co do matki dziewczyny... Jakakolwiek nie byłaby Joyce, takie ignorowanie własnej córki nie świadczy o niej dobrze jako matce. Niech już lepiej zajmie się swoim cudownym nowym narzeczonym i nie denerwuje mnie bardziej niż to konieczne.
    No cóż, nie pozostaje mi nic więcej jak tylko czekać na nowy rodział, który mam nadzieję, że ukarze się jak najszybciej. Szczególnie jeśli masz już kilka rozdziałów w przód. Trzymaj się kochana i dużo weny! x

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej. :* Nie mogłam się powstrzymać od przeczytania tej nowości! Przychodzę z komentarzem nieco później. Przeczytałam ten rozdział już wcześniej, ale niestety nie miałam odpowiednich warunków na to żeby skomentować.
    Nowe opowiadanie idealnie pasuje do pory roku – całkiem wakacyjnie. :)
    Joyce wydaje mi się taką troszkę rozwydrzoną nastolatką, która w swoim życiu zaznała za dużo luksusów i przez to tak bardzo marudzi na sytuacje materialną ojca i jego miejsce zamieszkania. Szczerze mówiąc, zupełnie jej nie rozumiem, bo ja z kolei z chęcią zamieniłabym się z nią miejscami, aby pobyć i wyciszyć się na plaży, nawet jeśli miałabym spędzić całe wakacje właśnie w takim niewielkim domku.
    Sam moment z tym, jak jej tata ciągnął walizki, a ona dreptała sobie w butach na obcasie po piasku – komedia po prostu, wyobraziłam sobie i całkowicie mnie rozwaliło. Taka panienka. Jeszcze mogłaby zabrać ze sobą jakiegoś małego pieseczka typu York czy Chihuahua. :b Nie wiem, może mam błędne wrażenie na jej temat, ale na taką paniusię mi wygląda.
    Mimo wszystko mam nadzieję, że dziewczyna przywyknie do warunków i chociaż odrobinę polubi to miejsce.

    Jej relacja z mamą z pewnością diametralnie się zmieniła odkąd jej rodzicielka znalazła sobie faceta. Przynajmniej tak sądzę po tej wzmiance o tym, że kiedyś mogły porozmawiać o wszystkim i o każdej porze. Z jednej strony to zrozumiałe, bo kobieta chce ułożyć sobie życie, ale nie powinna też zapominać o tym, że ma córkę. Oczywiście, zasługuje na odpoczynek, jak każdy z resztą, ale to nie oznacza, że powinna przestawać się martwić. Moja mama z pewnością wykonałaby z milion połączeń, czy dotarłam na miejsce, jak się czuję itp. xD

    Nie do końca zrozumiałam kim jest dla dziewczyny Ryan. Czy to jej chłopak? Może przeoczyłam jakoś. Musisz mi wybaczyć, bo mam teraz taki czas, że kompletnie nie myślę. W każdym razie ten Ryan jakoś mi nie odpowiada już od początku.

    No cóż, uciekam. Mam nadzieję, że Joyce dozna jakieś porządnej przemiany, zakocha się w kimś wspaniałym i aż będzie jej żal wyjeżdżać. :D
    Czekam na następny rozdział, wspaniałe opowiadanie, świetny pomysł !!! Jak ja Ci zazdroszczę, nie zdajesz sobie nawet z tego sprawy, jak bardzo! Zdolniacha!

    fatal—love.blogspot.com
    ściskam :*

    Ach i szablon piękny!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko, chyba zabije tego Rayana! Co za bufon jeden! Tak otwarcie piszę o Kate!? Imbecyl. No dobra, wypada skomentować też resztę znakomitego rozdziału. Powiem może na początek, że uwielbiam takie wakacyjne klimaty, wyspa, domek na plaży, małe miasteczko - kocham, kocham, kocham. Joyce na pewno przeżyje niezapomniane wakacje, chociaż teraz trochę się krzywi. Jej ojciec wydaje się być wspaniałym człowiekiem, w przeciwieństwie do matki. Rozumiem, że chcę pobyć sama z narzeczonym, ale jakoś tak okrutnie odsuwa od siebie córkę. Nie popieram jej działania, ani trochę! Co do przyjaciół zaś dziewczyny, mam wrażenie, że są jacyś tacy puści, snobistyczni... może się mylę. Czekam jednak na bardziej wartościowych ludzi w życiu panienki Carter <3
    Buziaki :*

    PS: Znalazłam mini błąd: "bardziej trudniejsze" - albo samo trudniejsze, albo bardziej trudne. Nie stopniujemy już stopniowanego rzeczownika. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Om, nie wiem, co sądzić o Joyce. Jest taka zmienna albo to wszystko na pokaz. Raz taka wyniosła, rozkapryszona i w ogóle taka dziewczynka, ale w myślach bardziej dojrzała, szukającego czegoś poważnego w swoim życiu i oczywiście ten żal do matki. Jest w połowie dzieckiem, a w połowie już dorosłą kobietą. Mam nadzieje, że mnie nie zniechęci, bo naprawdę zapowiada się dobra historia nad oceanem * _ * Już jestem zachwycona takimi klimatami. A co do Ryana...hm, cóż albo napisał to specjalnie, żeby dać dziewczynie do zrozumienia, że raczej nici z ich "związku" albo po prostu jest tępym dupkiem i musiał się pochwalić. Hm, ciekawe czemu stawiam na to drugie?:D
    Czekam na dalej i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Awww, dziękuję Ci bardzo za dedykację! Zdałam ten koszmarny egzamin między innymi dzięki Tobie, zawsze we mnie wierzysz :D Zobaczysz, że będziesz tak samo zadowolona ze swoich maturalnych wyników <3
    Przyznaję bez bicia, że bardzo zaskoczyłaś mnie tym pierwszym rozdziałem, mówię tutaj o samej głównej bohaterce. Nie spodziewałam się, że stworzysz kogoś tak... pustego XD Wybacz, ale to z braku lepszego słowa, po prostu w życiu bym nie przypuszczała, że Joyce okaże się taka zapatrzona w czubek własnego nosa. Miss egoizmu może nie jest (jeszcze), jednak z pewnością ta jej przesadna dbałość o wygląd, nieustanne kaprysy i troska o własną wygodę potrafią doprowadzić do szewskiej pasji. Mimo tego czuję, że to właśnie dzięki takiej osobowości głównej postaci to opowiadanie będzie bardzo barwne i ciekawe :D
    W sumie co ja się dziwię, że Joy jest jaka jest, skoro jej własna matka postanowiła kompletnie olać córkę i pojechać sobie na wakacje z nowym narzeczonym. Nie poznałam bliżej tej kobiety, aczkolwiek ona również wydała mi się bardzo samolubna. Domyślam się, iż Joyce ma trudną osobowość, przez co nawet matka, która powinna się cechować bezwarunkową miłością może mieć czasem serdecznie dosyć, ale tak czy siak wydało mi się to dość... niemiłe. Tyle, że w przeciwieństwie do Joyce ja byłabym zachwycona perspektywą spędzenia lata w takim miejscu jak Tybee Island. Mimo że dziewczyna idzie w zaparte, jestem przekonana, że spędzi naprawdę przyjemny czas. Co prawda szkoda, że z dala od przyjaciół - pomijając Ryana, bo jak na moje oko jest zwykłym dupkiem - ale w towarzystwie ojca i może jakichś nowych znajomych?
    Poza tą całą otoczką nadętej panienki dostrzegłam, że Joyce naprawdę dobrze się czuje u boku swojego taty. Co prawda sam "spacer" po plaży (serio dziewczyno, wiedziałaś dokąd lecisz i nie wzięłaś żadnych płaskich butów, tylko same szpilki i koturny?) i dom, w którym zamieszkał, nie zachwyciły jej, jednak dobrze się z nim dogaduje, a to zawsze jakiś plus. Powtórzę się: ja na jej miejscu byłabym po prostu przeszczęśliwa. Jak na razie Tybee Island wydaje się bardzo przyjemne, nieco egzotyczne, dlatego z przyjemnością spędziłabym tam wakacje. Joy jeszcze się przekona, że to będzie wspaniałe lato, jestem o tym przekonana. Zresztą jej tata bardzo się stara, jest w tym wszystkim na pewno kochany i wbrew pozorom te jego drobne zabiegi na pewno sprawią, że córka poczuje się nieco raźniej w pozornie znienawidzonym miejscu.
    Najbardziej z całego rozdziału podobała mi się zwłaszcza końcówka, w której pokazałaś, że mimo tej maski zadufania i dumy Joyce ma również swoją wrażliwość. Mam nadzieję, że jej mama wcale nie zamierza bez końca jej unikać, wakacje należą się każdemu, ale przecież Joy, mimo dziewiętnastu lat, potrzebuje matki. Mam nadzieję, że kobieta się opamięta i nie zapomni o tym. Jeśli zaś chodzi o Ryana... Serio? Ten jego sms sprawił, że dosłownie załamałam ręce. Widzę, że to taki typowy lovelas, co to uważa, że może mieć każdą, bo przecież żadna mu się nie oprze. Niech Joyce da sobie z nim święty spokój, trafiła na wyjątkowego debila i lepiej, żeby przekonała się o tym jak najszybciej.
    Bardzo się cieszę, że publikujesz nowe opowiadanie, jestem bardzo ciekawe, co tym razem dla nas przygotowałaś ^^ Oczywiście będę Cię wspierała przy pisaniu tej historii i już teraz czekam na rozdział drugi <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Joyce to typ dziewczyny, którego nienawidzę. Pusta panienka w dodatku kasę na fajne ciuchy ma. Panoszy się i musi zwracać na siebie uwagę. Mimo to myślę, że boli ją zachowanie Alice. Jest jej córką, a ona po prostu się jej pozbyła, by móc spędzić sobie upojne wakacje w objęciach nowego kochanka. Miło, że pomyślała o córce, serio -,-. Z drugiej zaś strony, Joyce w końcu zobaczy się z ojcem. To smutne, że nie widzieli się aż dwa lata... Chociaż dla Joyce to pewnie nic takiego. Przynajmniej nie musiała męczyć się na plaży w szpilkach xD.
    Nie mogłam uwierzyć, że Joyce nie zdjęła tych cholernych szpilek na plaży. Przecież mogła sobie nogę złamać! Co za nieodpowiedzialność... Po prostu zadziwia mnie jej tępota, serio. Gdyby tylko dotknęła stopami tego piasku od razu by jej odpadły albo oblazłyby ją paskudne robaki. O, tak! Dokładnie to by się stało, Joyce, więc dobrze zrobiłaś! Oczywiście to ironia -,-. Tak mi ta dziewczyna działa na nerwy, a to dopiero pierwszy rozdział. Co będzie potem? xD. No, ale przynajmniej nie narzekała na tosty i jej ojciec nie musiał wydawać fortuny na pizzę.
    Ryan to skończony dupek i Joyce powinna jak najszybciej dać sobie z nim spokój. Już lepiej by było jakby naprawdę nie odzywał się do J. Na cholerę pisał jej takiego paskudnego SMS-a?! Żeby zrobić jej przykrość?! Palant jeden! Niech mu ten penis zwiędnie, ot co! ;x. Mam nadzieję, że kiedyś spotka go porządna nauczka za to, jak krzywdzi biedne dziewczyny.
    Zaczyna się super, a historia przypomina mi "Ostatnią piosenkę" Sparksa :D. Jestem ciekawa, czy tych podobieństw będzie więcej. Czekam na nowość <3.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja tam się będę streszczać, jeśli chodzi o komentarz. Skupię się raczej na konkretach.
    Trafiłam na "melody fall" zupełnie przypadkowo i, przyznaję, zaczęłam czytać tylko ze względu na Gasparda, którego obsadziłaś w roli Tylera. Uwielbiam tego aktora.

    Teraz przejdę do Joyce. Iluś tam centymetrowe szpilki, przesadne dbanie o wygląd, lęk przed spartańskimi w jej mniemaniu, warunkami... No, jest po prostu zachwycająca! :D Żartowałam. Czy panna Joyce może być jeszcze bardziej irytująca niż jest już teraz? Aż boję się pytać. Pomyślisz pewnie, że to wstęp do krytyki. Ja natomiast odpowiem: nic z tych rzeczy. Carter to jedna z tych postaci, które mają spory potencjał, jeśli chodzi o ewentualne przyszłe zmiany w osobowości. Nie liczę oczywiście na to, że od razu uwrażliwi się na innym punkcie niż swoim;), ale tak sobie myślę, że zachowanie Ryana bez wątpienia odciśnie na niej jakieś piętno.
    A przynajmniej wierzę, że tak będzie.

    PS: nie mogę się doczekać Tylera.

    Tyle ode mnie.

    Pozdrawiam,
    Ulotna.

    OdpowiedzUsuń
  12. A więc przeczytałam jedynkę. Trochę zdziwiłam się brakiem prologu, jednak może tak jest nawet lepiej? Sama mam problem z prologami, no bo to największa zachęta dla potencjalnego czytelnika, a jeśli wychodzi coś na kształt ścierwa, dopasowując się do dobrego opowiadania to hej, coś tu jest nie tak. Ale dobrze, że rzuciłaś nas na głęboką wodę. Tak jest ciekawiej. Co do samej treści:
    Nie czytałam zakładek, postanowiłam tym razem zdać się na samą treść. Chociaż bohaterów mam na szablonie i tak staram sobie ich wyobrazić. A więc treść...
    Jeszcze nie wiem, czego się spodziewać. Jest dziewczyna, wyjeżdżająca na wakacje, które z góry przekreśla, jej chłopak buc, samolubna matka i bardzo miły ojciec. Mamy ocean, mamy domek na plaży, mamy bar... Lubię takie klimaty. Lato, bryza, piasek między nogami. Po prostu uwielbiam opowiadania, których scenerią są nadwodne miasta. Atlanta - i już widzę Pamiętniki Wampirów. Upss... No ale....
    Bohaterowie. Co mogę o nich powiedzieć. Na pierwszy ogień pójdzie rzecz jasna główna bohaterka:
    Joy (to imię mi się tak źle kojarzy! Jezuu, czytam świetną książkę i tam jest taka sucza wietnamska o imieniu Joy. Niech wpadnie do wulkanu!) Ale o tej Joy nie mam jeszcze konkretnego zdania. Trochę mnie drażni, z drugiej strony wzbudza współczucie... Zgadzam się z tą rudą (zapomniałam imienia xd), powinna dać sobie spokój z Rayanem. No i sprawia wrażenie takiej pannicy. Napuszona Cyzia, jednak plus, bo nie zmieszała z błotem chatki-puchatki Jamesa, tylko doceniła jego starania. No ale współczuję matki... Zobaczymy co z niej wyjdzie. Merysucz or fajna laska!
    Ryan (kolejne imię z książki! Ryana tam bardzo lubię i shippuję co z Susaną! Omg, nieważne...xd) No ale Ryan mnie zdenerwował. Okej, ojciec mu umarł, rozumiem, jednak to nie upoważnia go do bycia żigolakiem. Zachowuje się okropnie w stosunku do swojej dziewczyny. Powinien zostać rzucony, a wcześniej zmieszany z błotem. Nieważne czy fizycznie, czy słownie ;)
    Alice - wyjdź. Po pierwsze nienawidzę tego imienia. Każda bohaterka z nim mnie denerwuje, bo jest albo suką, albo Merysuką.Tu nie jest inaczej! Sorry Alice, albo zmienisz stosunek do córki, albo wypadasz ;) #biczfejs.
    James - jedyna postać, do której zapałałam szczerą sympatią. Ma magnetyczny charakter i tego się trzymajmy. Miły facet, mam nadzieję, że podaruje córce trochę ciepła rodzinnego, którego brakuje jej przy matce.
    No, to by było na tyle. Teraz zabieram się za sprzątanie swojego syfu, ale z pewnością wpadnę jeszcze dziś, bądź jutro przeczytać rozdział II ;)
    Z pozdrowieniami Nogitsune z darkness-of-the-soul.blogspot.com
    Ps: Gdyby zachciało Ci się czytać moje opowiadanie (bo widziałam taką chęć w jednym komentarzu xd) to przestrzegam, że jest ono... Hmmm, księdza egzorcysty mi nie załatwiaj ;) xd
    No nieważne.
    xx

    OdpowiedzUsuń